Ważny odcinek „Doom Patrol”
Ważną rolę pełni odcinek „Doom Patrol” z tego tygodnia. Przedostatni, niestety.
Wyemitowany odcinek z tego tygodnia nie jest dobrym przygotowaniem do finałowego starcia z hordą zombie tyłków i wszechmocną Immortus. Banda dziwaków stoi w miejscu, jeśli chodzi o wyrównanie szans w starciu. Idą do walki bez przygotowania i jakiegokolwiek planu. Nie mam zielonego pojęcia jak się z nimi rozprawią. Wcale mi to nie przeszkadza, a tylko zaostrza ciekawość pamiętając jak… oryginalnie borykali się z trudnościami poprzednich sezonów – niezapomnianym momentem jest zbiorowy orgazm wywołany przez Flex Mentallo.
Odbiegam od mojej myśli. Uważam, że odcinek z tego tygodnia zrobił duży krok w rozwoju postaci. Cały serial podejmował wątki personalne bohaterów, wręcz egzystencjalne jak u Cliffa. Bohaterów poznaliśmy z problemami i dopiero teraz, na samym końcu, rozliczyli się z przeszłością, zrozumieli samych siebie i potrafili pogodzić się z faktami, swoim tragizmem definiujących ich patos. Ironią sytuacji jest fakt, że nie udałoby się osiągnąć tego efektu gdyby nie działanie Immortus, która posłała ich w czeluścią będąc przekonana, że tak zwyciężyła. Wręcz przeciwnie. Immortus umożliwiła każdemu członkowi Doom Patrol spotkania swojej młodszej wersji siebie lub osoby, która przyczyniła się do jej/jego tragizmu. Tak doszło do przełomowych rozmów m.in. Jane odbyła ostatnią sesję terapeutyczną z Nilesem (tak, postać powróciła w tym odcinku), dzięki czemu zrozumiała swoją naturę i złożony aspekt osobowości, w efekcie zjednoczyła się i postać funkcjonuje jako jedność.
Podoba mi się, że nawet na tym etapie twórcy potrafią dopełnić historię. Dopiero po czterech sezonach dowiedzieliśmy się, dlaczego Niles siedzi na wózku inwalidzkim. Mowa o paradoksie czasowym… Cliff, który rozmówił się ze swoim stwórcom, jednocześnie próbując zdobyć kamień długowieczności, usadził „szefa” na wózku. Robot chciał uratować go przed atakiem nazistów. Tylko… trochę za mocno nim rzucił i ten gruchnął kręgosłupem o blat baru. Nie wiem jak Wy, ale uwielbiam wątki czasoprzestrzenne. Imponuje mi, niekiedy szokuje złożoność pomysłów i zależność jednej decyzji na losy bohaterów. Takie sytuacje skłaniają mnie do przemyśleń o swoim życiu oraz do myśli typu „hm… co było pierwsze?”.
Z jednej strony nie mogę doczekać się finału „Doom Patrol”. Bardzo jestem ciekaw przebiegu akcji i niebanalnych pomysłów od strony twórców. Z drugiej strony nie chcę tego końca. „Doom Patrol” jest jednym z moich ulubionych seriali o tej tematyce, który wiele wyciąga ze świata, koncepcji, dużo daje od siebie. Gołym okiem widać, że twórcy są pasjonatami świata DC i z serduchem oddali klimat „Doom Patrol” Granta Morrisona. Ba! Na palcach jednej ręki nie można wyliczyć inspiracji czerpanych z długiego runu. Moim marzeniem jest wcielenie Doom Patrol (w tej konkretnej wersji) do DCU przez Gunna i Safrana. Jest to idealny kaliber bohaterów, dla tych geeków. Film/serial robiony przez Gunna mógłbym być złotem.