Wrażenia po odcinkach 1-2 „Kite Man. Hell Yeah”
Z przyjemnością obejrzałem dwa pierwsze odcinki „Kite Man. Hell Yeah”, które z opóźnieniem zadebiutowały na platformie MA! Świetny przykład, jak należy tworzyć spin-offy dobrych seriali.
„Kite Man. Hell Yeah” wykorzystuje sprawdzoną formułę pierwowzoru. Obfituje w szaleństwo, czarny humor połączony z przerysowaną brutalnością, mnóstwo porywających momentów (momentami zaskakujących jak przebieg rozmowy Luthora z Sinestro), pozytywny natłok postaci na ekranie, ciągle coś się dzieje, a szaleństwo często przekracza wszelkie granice. Ponadto, produkcja zachowała charakterystyczny styl animacji, który kupił mnie w „Harley Quinn”.
„Kite Man” jednak wprowadza kilka nowości, dzięki czemu serial oferuje „coś więcej” i ma unikalny charakter. Fabuła zapowiada się na bardziej złożoną z większą stawką, co jest z jednej strony zabawne biorąc pod uwagę punkt wyjścia. Emocjonująca historia rozszerza znane dotąd granice serialowego uniwersum. Już pierwszy odcinek zaskakuje, a drugi kończy się szokującym zwrotem akcji, gdy wkracza ważna postać z nieoczywistą (ale mega!) interpretacją (czuć silne inspiracje „Mister Miracle” Kinga). Opowieść wzbogacono o zabawny konflikt między Kite Manem a Luthorem, który dodaje dynamiki i rozwija postać głównego bohatera.
Szczególnie przyjemnie ogląda się główną parę: Kite Mana i jego dziewczynę Gilder. Ich różnorodne charaktery tworzą uroczą dynamikę, a ich sposoby komunikacji oraz wzajemne wsparcie ocieplają serce. Obie postacie są charyzmatyczne i wniosły wiele do fabuły, co pozwala na rozwijanie interesujących wątków wokół każdej z nich. Jednak na dobre wyszło Kite Manowi rozstanie się z Ivy.
Jestem pod wrażeniem, jak umiejętnie serial wykorzystuje postacie i elementy znane z „Harley Quinn”, jednocześnie rozszerzając świat o nowe, interesujące sylwetki z własnym tłem. Doskonale pokazuje to pierwszy odcinek, gdzie pojawia się wiele mniej znanych postaci. Niektóre z nich pełnią funkcję easter-eggów jak Polka Dot Man, a inne wprowadzają ciekawe postacie, które wiele świeżego wnoszą do głównej historii, jak Złalicja z jej diabelskim kotkiem (pięknie pokręcony motyw)
Pierwsze dwa odcinki mocno zachęciły mnie do dalszego śledzenia serialu. Co więcej, widzę w nim potencjał, aby przewyższył „Harley Quinn”!
PS Bane wciąż rządzi! Zasługuje na spin-off.
PPS Uwielbiam chórek z końcówki drugiego odcinka! Niebawem podzielę się bardziej szczegółowymi przemyśleniami.
PPPS Nie powinno tłumaczyć się tytułów, serio