Batman: Gotham Knights – Gilded City #1
W zeszłym tygodniu otrzymaliśmy pierwszy zeszyt „Batman: Gotham Knights – Gilded City” czyli komiksowego prequela do gry „Gotham Knights”. Możliwe spoilery.
Nie będę silił się na streszczenie komiksu, ponieważ przeważająca część akcji koncentrowała się na typowej robocie Batmana – Strach na wróble wypuścił toksynę, ludzie oszaleli, Batrodzinka uspokajała nastroje. Alfred w tym czasie pracował nad toksyną, a Batman szukał sprawcy. Oj, no dobra, jednak streściłem zeszyt.
Jest to bezpieczny wstęp do gry, który nie będzie na miarę 5 letniego okresu „Injustice”. Historia stawia na mniejszy, bezpieczniejszy kaliber, który wręcz można porównać do typowego. Wyjątkiem jest poboczna historia z przeszłości skrywająca pewną tajemnicę i postać. Jej ocenę poddam dopiero mając więcej do powiedzenia, po #1 jest więcej pytań niż odpowiedzi. Jednak tu trochę trąciło mi wabikiem 2 części cyklu „White Knight”.
Komiks skończył się cliffhangerem, który wywołał niemały szok. Batman pojawił się w Bludhaven, gdzie spotkał Nightwinga. Grayson nie przywitał go chlebem i solą. Zamiast tego kazał Batmanowi wynosić się z miasta podkreślając, że nie chce więcej z nim współpracować. Nie przypominam sobie tak napiętych relacji Graysona z Wayne’m, więc tym bardziej jestem zaciekawiony konfliktem wymyślonym przez scenarzystę.


