Joker. Świat (Opinia)

„Joker. Świat”? Trudny komiks do jednoznacznej oceny.

Joker. Świat” to kontynuacja globalnej inicjatywy komiksowej DC, zapoczątkowanej w zeszłym roku premierą „Batman. Świat”. Tym razem uznani twórcy z różnych krajów stworzyli serię krótkich, zamkniętych historii, w których Joker działa w ich ojczyznach. Akcja toczy się m.in. w USA, Niemczech, Czechach, Japonii, a nawet w Polsce! Poziom tych opowieści jest jednak bardzo zróżnicowany, co sprawia, że trudno jednoznacznie ocenić cały komiks albo go polecić.

Niektórzy twórcy podeszli do tematu kreatywnie, zachowując charakter Jokera i sensownie wykorzystując lokalne tło. Przykładem może być historia z Meksyku, która łączy lokalne święto i fascynację wrestlingiem, aby ukazać mroczną stronę Jokera oraz jego toksyczny wpływ na ludzi wokół niego. Równie dobrze wypada historia z Argentyny, gdzie pokazano, jak silny wpływ na społeczeństwo może mieć ideologia Jokera, opierając fabułę na miłości do piłki nożnej i roli klubów w codziennym życiu wraz z toksycznym wpływem rodziny. To naprawdę mocna i ponura opowieść o chłopaku wyrywający się z jednej skrajności w drugą, której finał budzi apetyt na więcej.

Niestety, tylko te dwie historie zrobiły na mnie większe wrażenie. Reszta wydaje się podchodzić do tematu zbyt bezpiecznie, czasem wręcz leniwie, wprowadzając do opowieści ideologie, politykę i brak spójności z postacią Jokera np. hiszpańska historia próbuje ukazać różnice między Hiszpanią a Ameryką poprzez liczne filozoficzne komentarze Jokera, ale ostatecznie jest to opowieść o niczym. Niemiecka historia natomiast przedstawia Jokera jako optymistycznego złoczyńcę, który próbuje ukraść urządzenie do kontroli pogody, co całkowicie rozmywa jego złowrogi charakter – miejsce akcji również mogłoby być dowolne, bo brak tu wyraźnych odniesień do Niemiec. Natomiast turecka historia to po prostu przeniesienie konfliktu Jokera i Batmana na inny teren, z kosmetycznymi zmianami, które próbują stworzyć coś nowego, ale finalnie to jest to samo.

Polska historia, w której Joker przybywa do Krakowa, by ukraść obraz „Stańczyk”, wypada nieco lepiej. Jego plan próbuje pokrzyżować polska wersja Ligi Sprawiedliwości, na czele której stoi Zawisza Czarny. Mamy tu byłego żołnierza Niedźwiedziołaka, komputerowego geniusza Syrenę, telepatę Cwaniaka, ekscentrycznego naukowca Profesora Geista oraz walczącą elektromagnetycznymi impulsami AI-POLON-IA. Z jednej strony doceniam wykorzystanie polskich lokalizacji i dobrze oddany charakter Jokera (co nie każdemu twórcy w tym albumie się udało), a także sensowną motywację jego działań, zgodną z jego szaleńczą naturą. Z drugiej strony, ideologie tłumaczone są tu zbyt nachalnie, a sama koncepcja „polskiej Ligi Sprawiedliwości” jest mocno przekombinowana, szczególnie postać Zawiszy Czarnego, który jest mieszanką kilku niepasujących do siebie koncepcji i na siłę próbuje być „lepszym od Batmana”, co nie ma sensu. Całość sprawia wrażenie taniego i wymuszonego podejścia, przypominając nadmorskie kopie figurek Avengers z „Batmanem” i resztą. Uważam, że historia byłaby lepsza, gdyby Batman ponownie odwiedził Polskę zamiast na siłę wymyślać polskich bohaterów, albo gdyby wykorzystano istniejących polskich superbohaterów np. Biały Orzeł czy Ćma – to byłoby bardziej sensowne, lepiej pasujące do klimatu historii, odnoszące się z szacunkiem do polskiej kultury komiksowej i globalnie uświadamiające o polskim dziedzictwie.

Dziękuję wydawnictwu Egmont za komiks. Wydawnictwo nie miało wpływu na opinię i tekst.