Batman Detective Comics tom 6 – Anarky

 

Szósty tom serii Batman Detective Comics otwiera historia o tytule  Terminal, będąca zresztą czymś bardzo na czasie, biorąc pod uwagę silne zagrożenie terroryzmem. Oponentem Batmana nie są jednak fanatycy religijni, a ktoś o znacznie błyskotliwszym umyśle. Oto samolot pasażerski widowiskowo wbija się w budynek portu lotniczego. I niby w tym nic dziwnego, jeśli weźmie się poprawkę, że to Gotham. Prawdziwe kłopoty zaczynają się, gdy okazuje się, że samolot jest puszką Pandory. Pasażerowie są martwi, a to co ich zabiło może doprowadzić do śmierci znacznie większej ilości ludzi. Za ilustracje odpowiada John Paul Leon. Rysownik o niesamowicie klimatycznej, ponurej kresce, bliskiej nieco tej Michaela Larka. Szósty tom ma więc świetny wstęp.

Tytułowa opowieść mówi o noszącym maskę złoczyńcy dokonującym rzeczy naprawdę niemożliwych- jak sparaliżowanie wszystkich systemów komputerowych w mieście, w tym tego ze znaczkiem nietoperza. Na dodatek Anarky sieje zamęt o sporej skali, porównywalnej nawet do tej, jaką osiągnęli Joker czy Scarecrow. Sęk w tym, że nic nie wskazuje, aby używał jakichkolwiek substancji wprawiających w stan narkotyczny, a jedynie dość szczeniackiej perswazji, mówiące jaki to lud nie jest ciemiężony i że należy podnieść pięść na system. Chwyt znany od wieków i praktykowany od Paryża po Petersburg. Kłopot w tym, że działa.

Mroczny Rycerz, typowy przedstawiciel znienawidzonej przez wściekły plebs burżuazji, początkowo nie może pojąć motywów ludy Gotham. W międzyczasie jego ścieżki splatają się ze ścieżkami Bullocka. Lubujący procenty glina nie ufa mu tak jak Gordon, lecz tworzy równie zgrany duet. Szybko obok maski Anarky’ego pojawia się inny atrybut garderobiany- cylinder z oznaczeni 'In this style 10/6. Czas więc na odrobinę czarów…

W Ikarze mieliśmy okazję podziwiać dzieła Francisa Manapula. I szczęście wielkie, że w niezgodzie z tradycją całej serii, pozostał on również w tytułowej opowieści. Jego pomysłowe kadrowanie i miejscami wręcz ikoniczne przedstawianie postaci jest jedną z najlepszych rzeczy jaka przydarzyła się dość nierównemu cyklowi Detective Comics.

Tom zamyka historia Koniec przyszłości: Rocznica. Dochodzi w niej do niezwykłego sojuszu z Riddlerem przeciw Calendar Manowi. Mroczny Rycerz sprawnie manipuluje ambicją Nygmy, podkreślając, że ich wspólny wróg wykorzystuje przecież rocznicę JEGO wyczynu… I tak jak Terminal bardzo dobrze otworzył tom, tak ta historia równie zacnie go zamyka.

Batman Detective Comics: Anarky jest chwilowym oddechem od czasów, gdy miejsce Bruce’a zajął Jim Gordon. Czasy te jednak nadejdą, ale wtedy zapewne będziemy tkwili głęboko w Rebirth.  Póki co jednak cieszmy się poczytnymi komiksami jak ten i wyczekujmy Batman: Bloom.

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego.

Komiks do nabycia w internetowym sklepie Egmontu lub wybranych punktach sprzedażowych.