Preacher tom 2

Jesse Custer kontynuuje swój pościg za Bogiem. Po usunięciu cieni ze swej przeszłości pojawiają się nowe zagrożenia, groźniejsze niż staruszka i jej dwaj rębacy. Ścieżkę wielebnego Custera przecina organizacja Graal, która od wieków chroni dziedzictwa po obecności Jezusa Chrystusa na ziemskim padole i na dodatek, przynajmniej częściowo, ma wspaniałe plany wobec jego samego.

Garth Ennis przedstawia nam kolejne szalone postacie. Na pierwszy plan wysuwa się Herr Starr- chorobliwie ambitny, bezwzględny i inteligentny człowiek, będący dla Custera przeciwnikiem prawdziwie niebezpiecznym. Co prawda wątek z uszczerbkiem na zdrowiu jakiego doznał przez niekompetentnego podwładnego burzy jego mrok, ale taka już specyfika i homorek Gartha Ennisa. Jest i Wszechojciec Graala- potężny duchowny, który w całej swej tłustej świątobliwości skrywa okrucieństwo. Rozwija się również miłość Tulip i Jessy’ ego. Miłość, która nie przystoi nawet wolnemu od celibatu protestanckiemu duchownemu

Na deser dostajemy historię Cassidy’ego. Irlandzkiego chłopaka, który pechowym zrządzeniem losu stał się wampirem. Ennis pokazuje z jego perspektywy zmiany jakie nastąpiły w jego ojczyźnie w drugiej dekadzie XX wieku, później zaś historię USA niemal przez całe ubiegłe stulecie. To kolejny przykład fenomenu Kaznodziei- poboczne opowieści, które niepostrzeżenie płyną wraz z głównym wątkiem. Nie tylko Cass ma tu kilka swoich chwil. Wspomniany jest ojciec tytułowego bohatera- John Custer. W tym momencie autor przenosi nas z USA do Wietnamu, gdzie Amerykanie toczyli boje z komunistycznym Wietnamem- sentymentalna, żołnierska opowieść jakiej nie powstydiliby się autorzy filmowych perełek ukazujących grozę tej wojny.

Nieodżałowany Steve Dillon był artystą o szczególnej kresce, mogącej nie przypaść do gustu sporej części odbiorców i uczciwie przyznam, że sam nie jestem jego wielkim fanem. Jednak Kaznodzieja bez niego byłby dziełem wybrakowanym. Sceny z siedziby Graala pokazują co wnoszą jego rysunki do niepoprawnych pomysłów Ennisa. Brutalność i dosłowność Dillona w swoim przerysowaniu to arcydzieło. Kolejna rzecz to okładki, których autorem jest Glenn Fabry. Bez jego nieco turpistycznego stylu nie byłoby Kaznodziei. Fabry i Dillon nie tworzą cukierkowych obrazków- są jak najdjeżdzający pociąg- bezlitośni dla miękkich serduszek.

Humor może być różny- Ennis balansuje na granicy dobrego smaku- jego śmieszkowanie nie przypomina czerstwych dowcipów liberalnych antyklerykałów, ale nie nadaje się na temat salonowych anegdotek. Ot choćby kara, jaką wymierzył kaznodzieja jednemu z członków Graala czy sam wątek z Wszechojcem i szybkie skojarzenie z grubasem z Sensu życia Pythonów. Autor Punisher MAX nie omieszkał wlać sporej dawki nasycownych wulgarnym seksem gagów, szydzących z różnorakich dewiacji- znów jednak zachowując umiar, trzymający się z daleko od tego co możemy zobaczyć chociażby w lekkich komediach kampusowych.

Drugi tom Kaznodziei szokuje i uderza w uczucia religijne jeszcze bardziej niż poprzedni. Nie są to pełne gracji żarciki sytuacyjne, lecz otwarte, obrazoburcze treści, które wykluczają tą serię z ulubionych pozycji w biblioteczce ortodoskyjnego chrześcijanina. Niemniej, mimo swej potężnej dawki politycznej niepoprawności, cykl jest zasłużonym klasykiem, posiadającym w sobie coś więcej, niż tylko wspomniane treści. Wydawnictwo Egmont zapowiedziało koniec cyklu na przełom roku 2018/19. I zaprawdę powieadam wam bracia i siostry- jest to lektura warta wyczekiwania , choćby i nawet do samego Śadu Ostatecznego!