Transmetropolitan – cyberpunkowa opowieść o Prawdzie

Kilka lat temu, zanim rynek komiksowy zaczął całkiem dobrze u nas prosperować, istniały wydawnictwa, którym udało się wydawać cenione i poczytne tytuły. Jednym z nich była Mandragora, która przez jakiś czas wydawała między innymi 100 naboi i Transmetropolitan z Vertigo. Niestety przez upadek tego wspaniałego wydawcy serie te nie doczekały się w tamtym czasie finału, a na ich kontynuację musieliśmy czekać do czasu, aż Egmont rozpoczął wydawanie kultowych tytułów z imprintu DC. Znalazł się wśród nich transhumaniczny, cyberpunkowy i szalony cykl Transmetropolitan.

Głównym bohaterem jest niejaki Pająk Jeruzalem. Felietonista, reporter i zakręcona osobowość. Po latach odosobnienia wraca do Miasta, by dokończyć formalności związane z wydaniem książki. Metropolia wita go nowymi problemami, które wymuszają na nim przedłużenie wizyty. Jakby tego było mało, nadchodzi kampania prezydencka i nic nie wskazuje, że w Białym Domu zasiądzie osobnik szlachetny. Sytuacja ta dla wielu byłaby czymś nieznaczącym, jednak dla głównego bohatera jest motorem do działania. Mimo nienawiści do Miasta, jego mieszkańców i zasad nim rządzących Pająk zostaje. Ku utrapieniu władz i ku oświeceniu mas. Oto Transmetropolitan- arcydzieło Warrena Ellisa i Daricka Robertsona.

Pająk i polityka

To bodaj najistotniejszy element Transmetropolitan. Warren Ellis przedstawia bowiem scenę polityczną w sposób do bólu realny i co o wiele bardziej przerażające aktualny. Najlepszym dowodem na to są wybory prezydenckie, w których ścierają się dwa potworne typy. Z jednej strony mamy trzymającego się rękami i nogami skorumpowanego urzędującego prezydenta, jakże trafnie noszącego miano Bestii. Z drugiej szczerzącego się i populistycznego Gary’ego Callahana, który wydaje się być nieco niezrównoważony. Wielu porównuje te postaci do Donalda Trumpa i Hillary Clinton, choć wizualnie bliżej im do Nixona i Roberta Kennedy’ego. Dla mnie to jednak dwa archetypy, które w różnych kombinacjach zdecydowanie zbyt często występują na wyborczych plakatach, a w konsekwencji- u władz. Istotna jest też druga strona politycznych rozgrywek. Wyborcy w Transmetropolitan to ludzie bez większej wiedzy czy świadomości na to, na kogo oddają głos. Płynący z prądem populistycznych haseł sami kręcą na siebie bat.

Pająk i kobiety

Pająk Jeruzalem na pierwszy rzut oka nie prezentuje się jak amant. Mimo wokół niego orbituje kilka charakternych kobiet. Na czele stoją jego nieszczęsne asystentki- Channon i Yelena. Ich relacje są delikatnie mówiąc, dość obcesowe, lecz w dziennikarskiej misji potrafią stworzyć skuteczny zespół. Warren Ellis wplata tu przy okazji pewien wątek miłosny, choć starannie wypierany przez skoligacone strony. Nie mogę też pominąć Vity Severin, jednej z kluczowych postaci kampanii Gary’ego Callahana. Pewne wydarzenia z nią powiązane są momentem przełomowym dla całej serii, co może tylko świadczyć o szczególnej atencji, jaką darzył ją Jeruzalem. Epizodycznie przewija się niejaka Mary, która przebudziła się po wielu dekadach z hibernacji, co było pięknym przedstawieniem różnic między współczesnym światem a wizją z przyszłości Ellisa. I na sam koniec pojawia się detektyw Malandra Newton, z pozoru część aparatu władzy, a w perspektywie czasu pozytywna luka w opresyjnym systemie.

Pająk i narkotyki

Jak przystało na postać inspirowaną Hunterem S. Thompsonem, Jeruzalem raczy się wieloma specyfikami, które pozwalają przełamać granicę świadomości i pomóc w jak najefektywniejszym komentowaniu rzeczywistości. Znacie pewnie te pozycje, w których bohater uzależniony boryka się z rozmaitymi problemami zdrowotnymi, zarówno fizycznymi, jak i psychicznymi. Jeruzalem zdaje się odporny na wszelkie konsekwencje hurtowego zażywania ulepszaczy życia. Jednak czy aby na pewno? Czy faktycznie są one konieczne do efektywnego działania felietonisty „Worda”?

Pająk i Prawda

Omawiany publicysta uzależniony od wielu podejrzanych substancji mizogin, zdolny zmieszać z błotem i potraktować opróżniaczem jelit każdego, kto stanie mu na drodze. Mimo to Jeruzalem jest bohaterem pozytywnym, posiadającym silny kręgosłup moralny, stanowi wręcz relikt wśród rozmaitych nowomodnych dziennikarzy. Ważną postacią w zawodowej części życia Jeruzalema jest jego naczelny. Royce to typ pragnący jedynie świeżych, znakomicie odbieranych tekstów, który nieco przedkłada zysk gazety nad osobiste odczucia względem swego szalonego publicysty. Mimo wojenek, jakie toczą obaj panowie, nie mogę powiedzieć, aby ta relacja nie miała w sobie czegoś z przyjaźni. Niezwykle szorstkiej przyjaźni.

Seria nie miałaby takiego powodzenia, gdyby nie prace Daricka Robertsona, od czasu do czasu wspomaganego gościnnymi występami. Futurystyczną mega- metropolię nie jest łatwo zilustrować w oryginalny sposób. Blade Runner, komiksy z cyklu Sędzia Dredd, całe dziedzictwo japońskiego cyberpunku i rozmaite lekkie SF. W nich wszystkich ogromne drapacze chmur, miasto podzielone na wielokulturowe dzielnice i poziomy i równie wielokulturowi mieszkańcy to norma. Robertson dolał nieco turpizmu. Brzydkiego, wręcz nazbyt obrazowego, bez cienia poetyckości. Rysownik chlusta czytelnika w twarz wymiocinami wymieszanymi ze śmieciami i zużytymi strzykawkami. Niektóre obrazy wręcz nie są wskazane do oglądania w czasie posiłku. Na szczęście w stosownej chwili Robertson potrafi zachować umiar. To przykryć, tamto odkryć i w efekcie otrzymać doskonały obraz miasta, przy którym Basin City z Sin City Franka Millera jest przyjazną, nieco nonszalancką mieściną.

Transmetropolitan to pozycja obowiązkowa jak zresztą większość tytuły Vertigo, tych wydanych przez Egmont i tych czekających jeszcze na swoją kolejkę. Mimo upływu lat, znacznemu rozwojowi mediów internetowych tytuł ten nie zestarzał się w sposób, jak zwykło się to dziać ze starymi powieściami SF czy nawet niektórymi pozycjami Williama Gibsona. Politycy nadal są niezbyt moralnymi osobnikami, mody i idee przychodzą i przemijają, atomizacja społeczeństwa postępuje, a prawda jest jak pisał sam Szekspir- jak pies, musi iść do budy, wygnana batem, podczas gdy kłamliwa Pani Suka może wylegiwać się przy kominku i cuchnąć. Niech was nie zwiedzie niedelikatne i miejscami ordynarne poczucie humoru Ellisa. To tylko pewne narzędzie, które pozwala lepiej ukazać całą podłość świata. Zarówno tego z przyszłości, jak i aktualnego. Transmetropolitan będzie jeszcze długo aktualnym komiksem, być może nawet prześcigając epokę w nim przedstawioną.

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego.
Komiks do nabycia w internetowym sklepie Egmontu.