Czy warto kupić „Nieskończona zima”?
Wieczna zima, która mroziła poziomem w trakcie czytania… Komiks, koło którego możecie przejść obojętnie.
„Wieczna zima” była pierwszym od dawna „mini wydarzeniem” angażującym w główną akcję Ligę Sprawiedliwości, skalą trzymającą się ziemskich spraw. Wydarzenie nie odbiło się echem. Nie bez powodu. Jest to przykład historii, którą przeczytacie i po chwili zapomnicie.
Co było dziwne, ponieważ pomysł wyjściowy nie brzmiał źle. Przebudziło się starożytne zło, korzeniami sięgające dalekich czasów. Czasów, w których uformowała się pierwsza wersja Ligi Sprawiedliwości – skład nietypowy, bowiem była tutaj Hippolyta czy Swamp Thing, również Black Adam zmuszony do współpracy. Liga z bieżących czasów była za słaba w starciu w armią Frost Kinga, zatem pomocy szukali u dawnych obrońców. Zagrożenie na moment owiało cały glob ziemski, fabuła liznęła pojedyncze zeszyty serii jak „Justice League Dark”, „Aquaman” czy „The Flash”.
Bolączką wydarzenia jest historia. Zapchaj dziura, która na czas trwania wydarzenia nie wywarła wpływu na serie/świat nie licząc obowiązkowych numerów po innych tytułach, po wszystkim nic się nie zmieniło w świecie. A nie, przepraszam… Wydarzenie możemy traktować jako punkt do zmiany podejścia w pisaniu Black Adama, no i zastąpienia Wonder Woman Hippolytą w Lidze. Na tym byłby właściwie koniec rewelacji.
Zamysł pierwotnej Ligi nie wypalił w mojej ocenie. Nawiązanie sojuszu było przymusowe, kiepsko rozpisane nie czuć ani nici więzi między sojusznikami. Najbardziej autentycznie napisany był Black Adam, którego niechęć przy zmuszeniu była przekonująca. Walki zdecydowanie mało ekscytujące, w czasach obecnych bazujących na nie przemyślanych akcjach.
Zagrożenie jakieś było, w teorii, ponieważ w praktyce wypadało bladziej od warstw śniegu związanych z mocami przeciwnika. Na niekorzyść wyszło rozciągnięcie historii po różnych seriach – brak spójności stylistycznej. Poboczne wątki powprowadzane w pobocznych seriach były ciekawsze od głównych zmagań np. Barry, który źle się czuł poświęcając za mało czasu rodzinie, szukając porady wśród przyjaciół (superbohaterów) lepiej radzących sobie od niego. Wątki poboczne legły pod grubymi warstwami śniegu, nie poświęcając im za dużo czasu, nie prowadząc do sfinalizowania – identycznie po zakończeniu zimowego wydarzenia.
Wydarzenie wypadło tak dobrze, że McFarlane przyłożył się przy wykonaniu linii figurek. Na tyle, że większość z nich jest szkaradna – biedny Black Adam.
Radzę Wam ominąć zakup komiksu, chyba że z jakiegoś ważnego powodu zależy Wam na posiadaniu go. Wydarzenie jest nijakie, żaden ze scenarzystów nie odnosi się do niego, równie dobrze mogłoby go nie być i nic nie zmieniłoby się w Waszych życiach. Jeżeli nie, planujecie zakupu powinno Wam wystarczyć streszczenie Endless Winter, które swego czasu przygotowałem w oparciu o wydanie amerykańskie. W ten sposób ogarniecie całość, a te kilkanaście złotych przeznaczycie na inne pozycje z tegorocznego katalogu Egmont wartych uwagi.