Vixen: NYC
W momencie pisania tego tekstu wyszło 6 numerów, średnia ocena na Webtoon wynosi 9.38/10. Seria z mniejszą liczbą czytelników i wyświetleń niż „Batman: Wayne Family Adventures”: Batmana śledzi/czyta około milion zarejestrowanych czytelników, wygenerowano ponad 45mln wyświetleń, natomiast Vixen ma lekko ponad 90 tysięcy zarejestrowanych czytelników i około 500 tysięcy wyświetleń.
Wyniki serii można by zrzucić na długość serii – Batman ma ponad 40 numerów, Vixen dopiero 6. Nie sądzę, żeby w tym leżała rzecz. W jakimś stopniu na pewno, ale w głowie mi świata, że Batek po 6 numerach notował lepsze wyniki. Więc w czym rzecz? Pierwszy powód dostrzegam w beznadziejnej promocji. Totalnie nie mówiło się o premierze otwierającego zeszytu, Batmana natomiast nagłaśniano jak cholera. Drugim powodem jest jakość serii – jest w porządku, i tyle.
„Vixen: NYC” jest dłuższą historią opowiadającą losy bohaterki przeprowadzającej się do Nowego Jorku. Pierwszy numer zaczyna się rodzinną historią przedstawiającą genezę powstania amuletu posiadanego przez Vixen. Bohaterkę nie zna sekretów posiadanego przez nią artefaktu. Traktuje błyskotkę jako ozdobę, większą uwagę poświęca na zaadaptowaniu się w nowym otoczeniu. To poznaje współlokatorkę, to szuka pracy, w międzyczasie uczęszcza do szkoły. Autorzy w tle wplatają delikatnie problemy środowiskowe charakterystyczne dla większych aglomeracji miejskich – zwierzęta pozbawione domu i szukające jedzenia czy zalegające śmieci gdzie popadnie.
Otoczka towarzysząca przez dwa numeru nastroiła mnie pozytywnie, nieoficjalnie obiecując mi, że kolejny raz dostanę coś innego w świecie DC. Niestety zaczęło to znikać wraz z 3 numerem. Na początku serii wprowadzono motyw złego, który chce posiąść artefakt głównej bohaterki. Z każdym numerem poszerza skalę działań zbliżając go do celu. Im konkretniej działa, tym wspomniane przeze mnie wątki o charakterze społecznym odchodzą na boczny tor, a pierwszy plan wyłaniając Vixen depcząca mu po piętach. Czuję rozczarowanie, a przede wszystkim powielanie schematów. Rozwinięcie wątku łotra popchnęło wprzód rozwijanie umiejętności bohaterki kosztem wątków o tle społecznych (szkoła, praca, środowisko). Czy warto? Niekoniecznie. Wolę coś innego, identycznie jak ma to miejsce w „Batman: Wayne Family Adventures”.
Seria cierpi na przedstawienie bohaterów. Praktycznie zerowe przedstawienie bohaterów. Przez tytuł przewija się kilkoro bohaterek odgrywających swoją rolę w historii. Koncentrując uwagę na lokatorce, której z drugoplanowych postaci jest ich najwięcej, wiemy o niej pełne zero.
„Vixen: NYC” przedstawiona jest w luźniejszym tonie jak „Batman: Wayne Family Adventures”. Twórcy postawili na ładnie prezentujące się uproszczone rysunki, nieco bardziej szczegółowe jeśli chodzi o zagospodarowanie tła w porównaniu z Bat-serią. Odbiór psują mi sytuacyjne wstawki o zabarwieniu humorystycznym, które w danym momencie nawiązują stylem do mang/anime. Choć mangi/anime lubię, mam kilkanaście swoich ulubionych, to humor nie trafia we mnie odbierając go jako wymuszony, głupi, kontrastujący ze stylem całości – i tu jest identycznie.
Podsumowując – jest ok, ale dupy nie urwało. Cyfrowa seria, dostępna legalnie za darmo na Webtoons.com, jest ok fabularnie, ładna wizualnie, z zachowaniem luźniejszego tonu, przy którym można się zrelaksować w parę minut czytając każdy numer. Bardzo pozytywnie nastrojony byłem po pierwszych dwóch numerach. Z kolejnymi zacząłem postrzegać tytuł jako kolejny superbohaterski, o nastoletnim tonie, gdzie trzeba wojować z łotrem, a inne ciekawe wątki schodzą na bok. Na euforię nie liczę, ponieważ dominujący wątek z przestępcą nie daje mi odczuć, że czytam coś innego kontrastującego z całą masą serii DC czytanych regularnie. No i humor… czuję zgrzyty za każdym razem mając przed nosem sytuacyjny śmieszek w stylu mangowym.
Niezależnie od mojej opinii, zachęcam Was do czytania serii dostępnej na Webtoons.com. Za darmo to i ocet słodki!