Wieczna Zima

Komiks nie warty zachodu? Pieniędzy? A nawet Twojego czasu? Do takiego miana prosperuje „Wieczna Zima”. Dlaczego

„Wieczna zima” brzmi interesująco streszczając fabułę. Akcja dziejąca się na dwóch płaszczyznach. Współczesnej i w X wieku za pomocą retrospekcji. We współczesnych czasach budzi się pradawne zło, Król Szronu. Bestia naładowała się energią kryptońskich kamieni. Tak się złożyło, że słodko drzemał pod dawną fortecą samotności Supka. Oziębiało zło przebudziło się, a jego obecność wywołała globalną katastrofę klimatyczną. Ma swój cel, który realizuje od razu. Bohaterowie spieszą się, żeby powstrzymać go. W międzyczasie retrospekcje przybliżają jak w X wieku poradziła sobie z nim wczesna formacja JL składająca się z Black Adama, Hippolyty, Swamp Thinga i nowej postaci – księcia Wikingów.

Przyznaję, że komiks w streszczeniu jest czymś ciekawym, ale fatalnie wypadającym w realizacji. Pierwszym problemem jest długość. Całość zamyka się w 9 zeszytach, z czego 6 to tie-inów niepotrzebnie podpiętych pod różne serie z racji, że w akcji głównie biorą udział członkowie JL. Równie dobrze można było akcję opowiedzieć lokalnie na łamach ich serii zamiast robić z tego rozdmuchane wydarzenie bez wcześniejszego przygotowania. Akcja jest bardzo rozwleczona, a tie-iny nie posuwają narracji do przodu. Przez większość czasu bohaterowie borykają się z objawami zamiast wziąć za jaja przeciwnika i ogarnąć problem. Ba! Jakiekolwiek wartości pod tym kątem opowiedziane są na łamach 2 tie-inów poświęcając im po całe 3 strony. Kiepsko. Tie-iny skutecznie zobrazowały skalę problemu, tylko nadal nie trzeba było poświęcać aż tyle czasu na to.

Rozwleczona fabuła miała kilka wątków interesujących mnie m.in. Barry Allen poszukujący recepty na godzenie obowiązków z rodziną, przyjaciółmi. Wątek dosłownie liźnięty na początku, aby później o nim zapomnieć. Nie rozwinięto go, zabrakło kulminacji czy zwieńczenia. Podobne trendy pojawiły się w kilku innych miejscach np. z ekipą antybohaterów wprowadzonych na samym początku – strasznie dziurawy wątek, niefajnie.

Retrospekcje rozczarowały mnie, ponieważ nie wnosiły one nic do czasów aktualnych poza przedstawieniem genezy przeciwnika. Śmiało mogę stwierdzić, że akcja z X wieku to ta sama, co z czasów współczesnych, tylko opowiedziana w inny sposób. Nawet rozwiązanie problemu jest ze sobą spokrewnione. Retrospekcje nie pomogły lepiej przedstawić nowe postacie. Wypadają dosyć płasko nie dostarczając wielu informacji na ich temat. Jeden z gorszych przeciwników, podobnie książę Wikingów.

Nad albumem pracowało aż 12 rysowników. Tyle osób potrzebowano do zobrazowania 9 numerów. Co mogło pójść nie tak? Co zeszyt jest inny styl rysunków, co mocno wybijało mnie uniemożliwiając mi wczucie się w historię. Nie lubię tego. Wyjątkiem były retrospekcje zilustrowane przez jednego artystę. Spójność, ładna i żywa kreska, szczegółowa, do tego emanująca klimatem na miarę tamtych czasów i regionu – warsztat, który lubię.

Nie warto brać się za komiks. Szkoda czasu i pieniędzy. Lepiej przeznaczyć 56zł (promocja od ceny okładkowej na Egmont.pl) na inny komiks, a treść nadrobić ze streszczenia dostępnego u nas.

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego. Komiks możecie nabyć w internetowym sklepie Egmontu.