Stan przyszłości. Superman
Kolejna odsłona Stanu Przyszłości już w Polsce. Październikowa nowość przybliża alternatywną przyszłość Supermana i jego bliskich. Czy w przypadku tej pozycji możemy mówić o pewnym „sukcesie” jak z Batmańską wersją? Niestety niekoniecznie…
„Stan przyszłości. Superman” powtarza koncept poprzedniego albumu. W środku znajdziemy zróżnicowane tematycznie historie, każda z nich przedstawiająca losy innej postaci. Wymieniając kolejno: Pierwsza przybliża działalność Jona Kenta jako Supermana pod nieobecność ojca, kiedy chroni Metropolis przed zewnętrznym zagrożeniem w dość kontrowersyjny sposób. Druga historia jest zbiorem opowieści upamiętniających Supermana, w tle przedstawiono losy Clarka na Warworld jako gladiatora. Trzecia historia obrazuje losy nowego Czarnego podróżnika, a ostatnia losy Rodu El z przyszłości. Celowo przeskoczyłem przedostatnią, ponieważ jest to dłuższa historia – trzyczęściowa. W „Superman kontra Lex Luthor” wprowadzono odpowiednik ONZ, dokładniej OPZ (Organizacja Planet Zjednoczonych), do której chce dołączyć Luthor posiadający własną planetę (Lexcor). Superman i Lois zwieszają podstęp w jego planach.
Niestety historie nie są dobre. Problem doszukuję się w braku motywu przewodniego łączącego je. W Batmańskim odpowiedniku był Magistrat, który napędzał historie i utrzymywał je w zbliżonym tonie. Zabrakło tego w październikowym albumie, przez co historie toczą się w różnych miejscach, różnych czasach, wielokrotnie przeczą sobie nawzajem np. w 2 historie słyszymy o śmierci Clarka, w kolejnej widzimy go w podstarzałym wieku, aby finałowa historia pokazała jeszcze inny zwrot. Niestety są to na tyle uwidocznione i istotne zmiany, że zaburzają odbiór całości i możliwość wczucia się.
Odnoszą wrażenie, że scenarzyści nie do końca śledzą serie o eSach lub czują postacie. Poparciem jest otwierająca historia, w której Jon postępuje w dosyć kontrowersyjny sposób zamykają Metropolis w butli, wcześniej odpowiednio je pomniejszając za pomocą technologii Brainiaca. Czy Jon zachowałby się w taki sposób? Nigdy. Chłopak od małego stara się naśladować ojca, którego ma za ideał. Jon za małego szktaba podejmował bardziej przemyślane i dojrzałe decyzje niż teraz. Jego decyzję moglibyśmy bronić nastoletnim wiekiem, gdyby nie strugał idioty na pouczanie swojej ciotki Kary.
Moją ulubioną historią, prezentującą jakikolwiek poziom, był „Superman kontra Lex Luthor”. Niestety i tu dostrzegłem kilka drażliwych kwestii psującej odbiór w szczegółach. Dlaczego Lois Lane reprezentuje ziemię w międzygalaktycznej koalicji? Na jakiej podstawie uznano, że z miliardów ludzi na ziemi to właśnie dziennikarka ma odpowiednie predyspozycje do pełnienia tak odpowiedzialnej funkcji? Organizacja jest polityczna, dlatego uważam, że Lois, nie odejmując jej charyzmie, nie ma umiejętności do podejmowania takich decyzji. Choć… widać, że siła jej argumentów potrafi być przytłaczająca, ponieważ jej sprzeciw wobec odrzuceniu wniosku Luthora nawet nie jest podstawą do wewnętrznych debat – po prostu prowadzący przyjmuje jej argument i zgadza się (iście demokratyczna placówka, he he).
W albumie zabrakło jednej historii poświęconej Supergirl (tytułowanej Superwoman na czas trwania Stanu Przyszłości). Nie rozumiem decyzji wydawnictwa Egmont skoro album jest cieńszy od Batmańskiej wersji (czyli teoretycznie była możliwość dodania). W albumie jest nawet zapychacza historia o Czarnym Podróżniku, która ani przez moment nie nawiązuje do rodziny eSów. Niepojęta dla mnie decyzja, której nie potrafię obronić.
Przynajmniej artyści postarali się dostarczając nam ładne rysunki – na materiale możecie zobaczyć i ocenić osobiście prezentowane rysunki każdej historii.
Nie polecam „Stan przyszłości. Superman”. Nie jest to dobry komiks. Ilość wad dominuje nad zaletami, co działa niczym czerwona płachta na byka. Nie bawiłem się przy komiksie dobrze, przeciwnie do Batmańskiej wersji. Niewykluczone, że ktoś znajdzie tu coś dla siebie, ale ja zdecydowanie nie jestem odbiorcom tej pozycji.
Dziękuję wydawnictwu Egmont za przekazanie egzemplarza recenzenckiego. Wydawnictwo nie miało wpływu na recenzję.


