Supersynowie. Kiedy dorosnę

Egmont nie spełnił marzeń fanów DC, to Hachette dało radę. Przynajmniej w jakimś stopniu. Do kolekcji „DC Bohaterowie i złoczyńcy” trafił komiks, na który wyczekiwałem z wystawionym językiem na wierzchu. Dziś o tym, dlaczego Supersynowie powinni być w Waszym kręgu zainteresowania.

Synowie ikonicznych superbohaterów zaczynają prężnie rozwijać się w zawodzie. Damian, doświadczony Robin, łączy siły z Jonem, synem Supermana, żeby rozwikłać sprawę zaginięć w Metropolis. Pierwsze poszlaki są powiązane ze znanym złoczyńcą. Jednak rozwiązanie sprawy może zaskoczyć.

Główna historia nie jest odkrywcza. Chce się wręcz powiedzieć, że jest sztampowa. Historia zaginięć rozwija się typowym torem, a my możemy odhaczać kolejne punkty z listy. Jest to poprawnie rozpisana historia, której typowość nie przeszkadzała mi ze względu na inne elementy. Wśród nich jest rozpisanie relacji tytułowych bohaterów.

Tomasi nie tyle rozumie pisane przez niego postacie, co czuje je i wie jak przedstawić ich różne charaktery. Damian jest dupkowatym dorosłym w ciele dziecka, który jest spragniony szacunku i uznania. Natomiast Jon tętni energią, optymizmem i przeżywa porażki wynikająca z braku doświadczenia. Zestawienie bohaterów jest pełne dynamiki. Na każdym kroku czuć, że są to zupełnie inne od siebie dzieciaki, które będą często kłócić się. Wyraźnie akcentują swoje zdanie, nie ulegają presji rozmówcy, wykazują trzeźwe i sensowne rozumowanie np. spina Damiana i Jona o wezwanie swoich rodziców, kiedy są świadkami morderstwa – każda strona ma swoją rację, potrafią ją wybronić oraz przyznać się do błędu, kiedy rozwinięcie niekoniecznie pokrywa się z ich oczekiwaniami.

Komiks nie tylko superbohatrszczyzną stoi. Bardzo podobało mi się, że Tomasi pokazał różne środowiska, w których wychowują się dzieciaki. Nie brakuje momentów, kiedy Damian samotnie przechadza się po rezydencji Wayne’ów, może liczyć wyłącznie na rozmowy z Alfredem. Natomiast dom Jona jest wypełniony miłością jego rodziców, którzy chętnie wysłuchują chłopka, kiedy sytuacja w szkole komplikuje się. Uważam to za bardzo ważny element w komiksie, ponieważ dzięki niemu możemy poznać przyczynę tak zróżnicowanych osobowości, lepiej zidentyfikować się z decyzjami lub uczuciami chłopców na łamach tej historii.

Historia przede wszystkim jest lekka, odprężająca i pełna humoru. Scenarzysta w dużej mierze bazuje na sytuacyjnych żartach, co jest dobrze wykorzystywane stawiając bohaterów w niezręcznych dla nich sytuacjach. Moim ulubionym elementem było ukrywanie się Jona w… tyłku dinozaura należącego do Batmana. Tak opisana sytuacja może brzydzić niż śmieszyć, ale uwierzcie, że kiedy świadkiem jest Alfred to jego komentarz może zwalić z nóg.

Za dużą część rysunków odpowiada Jimenez, którego możecie kojarzyć m.in. z ilustracji do Batmana Tyniona IV. Bardzo podobają mi się jego prace tętniące energią. Dynamiczna kreska pasuje do klimatu komiksu, a postacie na każdym kroku wyglądają pięknie. Okładka zdradza, czego możecie spodziewać się w środku.

Przyjemnie spędziłem czas przy „Supersynowie. Kiedy dorosnę”. Komiks jest odprężającą lekturą, przy której gwarantowana jest dobra zabawa. Trzymam kciuki, żeby Hachette lub Egmont pokusili się o kontynuację!