Batman: Nie tylko Biały Rycerz
To już czwarty album „Biały Rycerz” Murphy’ego wydany u nas. Choć przyjemnie czytało mi się komiks, to bawiłem się na nim najsłabiej ze wszystkich części. Dlaczego?
„Batman: Nie tylko Biały Rycerz” podejmuje temat Batmana Beyond. Derek Powers manipuluje Terrym przeciwko Batmanowi, a w międzyczasie zwiększa wpływy w Gotham zaczynając od przejęcia firmy Wayne’a. Bruce zauważa co się święci w jego mieście, dlatego daje w długą z więzienia i pędzi na ratunek mieszkańcom.
Jest to zwarta i angażująca akcja, gdzie pomysłowo użyto znanego motywu Batmana Beyond. Skierowanie jednego Batmana na drugiego jest ciekawe, a zaskakujące zwroty kreatywne. Dostrzegam w tym oryginalności, choć sam wątek w wielu miejscach jest pokrewny z kanonem postaci, co nieco odejmowało mi wrażeń przez przewidywalność. Niestety mało jest Batmana Beyond w historii. Na dodatek postać Terry’ego jest mało ciekawie rozwijana, żebym mógł nabrać do niego sympatii. Chłopak stwarza wrażenie bojaźliwego, pretesjonalnego, co gorsza nie posiadający własnego zdania przez co łatwo nim manipulować. Najlepiej weryfikuje to moment, kiedy jedna z postaci skłania go do pewnej decyzji, a w następnym rozdziale mamy retrospekcje pokazujące inny, stanowczy stosunek do tego kogoś.
Lepiej spoglądało mi się na pobocznych bohaterów, wokół których toczyły się wątki uczuciowe lub określające ich ścieżkę w świecie Murphy’ego np. Duke Thomas w nowej roli wysunął się na wartościową i odważną postać, który ma wpływ na istotne wydarzenia dziejące się w Gotham. Podobało mi się, że nawet na dalszym etapie historii poznaliśmy nowe fakty z przeszłości bohaterów i okoliczności mające wpływ na ich przemiany np. Jason Todd i pewna kobieta w jego życiu. Dzięki temu świat się rozwija i w sensowny sposób otrzymujemy wprowadzenia/podbudowę do pewnych rozwiązań oraz decyzji bohaterów.
Nie podobał mi się miłosny trójkąt wprowadzony na samym początku w dość… abstrakcyjny i naciągany sposób. Uważam, że działał on niekorzystnie dla rozwijanych relacji z poprzednich odsłon, ponieważ przez większość historii postacie stały w miejscu np. relacja Bruce’a z Harley. Okoliczności powodowały, że postacie potrafiły mówić jedno, a robić coś zupełnie innego. Nie lubię, kiedy bohaterowie są niekonsekwentni w swoich decyzjach. Wybaczcie, ale nie posłużę się przykładem, żeby nie zaspoilerować istotnych wątków z komiksu. Podpowiem tylko tyle, że pewien bohater z tego albumu kojarzył mi się z Dickiem z „DC Rebirth” (kiedy jako Ric wyrzekał się przeszłości).
Rysunki trzymają dotychczasowy poziom serii. Cieszę się z tego powodu, ponieważ lubię styl Murphy’ego i mam poczucie spójności, który oczekuję od serii komiksowych. Jeśli chodzi o wydanie komiksu to mamy twardą oprawę, kredowy papier, na którym kolory są żywe oraz skromne materiały dodatkowe w postaci kilku alternatywnych okładek.
Uważam, że komiks ma „coś” do zaoferowania, mimo mojego odbicia się od niego w kilku kluczowych miejscach. Moje zastrzeżenia nie zepsuły mi przyjemności z lektury. Czytało mi się go całkiem dobrze i jestem ciekaw po końcówce, co szykuje Murphy dla nas.
Dziękuję wydawnictwu Egmont za przekazanie komiksu do recenzji. Wydawca nie miał wpływu na moją opinię i recenzję.