Batman Knightfall: Krucjata Mrocznego Rycerza. Tom 3

Zszokowało Was przekazanie płaszcza i maski Batmana nowej osobie? Cóż… Szykujcie się na kolejny tom, który będzie kontynuował reżim nowego Batmana. Nowy album już w sprzedaży i nie zwalnia akcją. Chce się rzecz, że jest lepiej niż poprzednio!

Krucjata Mrocznego Rycerza” jest najgrubszą odsłoną Knightfall licząc sobie prawie 750 stron zwartej akcji i historii! Mnóstwo nieopublikowanego dotąd materiału na polskim rynku wydawczym. TM-Semic opublikował raptem 9 numerów z opasłej cegły ufundowanej przez Egmont. Kto by się wcześniej domyślił, że Knightquest był aż tak długim rozdziałem w karierze nowego Batmana. Jest o co bić się w pierś, ponieważ jest to dobrze napisana akcja, która ani przez moment nie nudziła. Wręcz stawiała nową postać w ciekawym świetle uwidaczniając jego żelazny i brutalny charakter na przykładzie sztampowych historii.

Fabuła opiera się na typowej robocie Batmana. Jean co wieczór rusza na miasto ratując jego mieszkańców przed epizodycznymi łotrami. Większość przeciwników, z którymi spotyka się tu, jest nowa. Rozwiązanie świetne z dwóch powodów. Batman Azreal posiada własną galerię łotrów działającą na jego niezależności, do tego mniejszy próg przewidywalności jak skończą pod pazurami Batmana nie znającego granic. Historie są proste, opierające się na akcji, więc i nie ma nad nimi co się rozwodzić. Większość przeciwników nie stanowi dla głównego bohatera wyzwania, ale każde spotkanie odciska na nim swoje piętno podkreślane komentarze otoczenia na jego decyzje oraz dualizmem osobowości.

Dualizm jest punktem psychologicznym powielającym problem z Prologu. Jean nie jest prostolinijną postacią. W jego głowie siedzi podzielona jaźń. Kilkukrotnie w komiksie doznawał iluzji stworzonych przez komiks pod postacią dwóch osobowości: św. Dumas i ojciec chłopaka. Każda iluzja personalizowała konkretny kierunek postępowania zasiany w jego głowie. Personifikacje szeptały niczym anioł i diabeł do uszu Jeana próbując go skłonić do konkretnego działania. Ilość iluzji nasila się, problem osobowości przybiera na sile, by w odpowiednim momencie wybuchnąć jako punkt kulminacyjny historii – dobrze umiejscowiony fabularnie, co przekłada się na tendencję wzrostową poziomu komiksu, która nie spada „po”, ponieważ następstwa zajmują odpowiednią ilość stron.

Scenarzyści nie zapomnieli o starych postaciach. W albumie pojawiają się m.in. Joker, Mr. Freeze, Catwoman czy nasz biedny Tim. Każda z postaci ma własny wątek – jedni dłuższy jak Catwoman, inni dzielący epizodyczny debiutujących przestępców. Są to ważne elementy rzutujące na próbę odcięcia się Azraela od nauk i metod poprzednika, dodatkowo zwracająca uwagę, że nowy Batman faktycznie jest świeży i brakuje mu osobistych doświadczeń w relacjach, które mogłyby to i owo szeptać do ucha o prawdziwych zamiarach spotykanych osób.

Graficznie i narracyjnie nie jest idealnie spójnie jak w poprzednim tomie. O ile większość artystów posiada zbliżony do siebie poziom, tak historie w wykonaniu Alana Granta wyróżniają się w obu płaszczyznach. Jest nieźle, szczególnie rysunkowo na zasadzie efekciarstwa, scenariusze również imponują od strony poruszanych problemów (próba wykroczenia poza bezpieczną sztampowość), ale zawodzi jeśli istotna jest dla Was spójność – dla mnie niestety jest.

Trzeci album „Knightfall” nie zawodzi. Powiem nawet, że lepiej wypada w porównaniu do poprzedniego, gdzie główny problem leżał w poziomie odbioru jako całość (do punktu kulminacyjnego fenomenalny poziom fabuły, potem spadek emocji nie wynikający z jakości historii). Trzecia odsłona trzyma równy poziom, od pewnego momentu przechodząc w tendencję wzrostową utrzymaną praktycznie do samego końca. Krucjata świetnie zarysowała sylwetkę Azraela, którego polubiłem od tego momentu i po zamknięciu ostatniej strony chciałem krzyknąć „chcę więcej!”. Świetna robota Egmont, oby tak dalej.

Dziękuję wydawnictwu Egmont za przekazanie egzemplarza recenzenckiego. Wydawnictwo nie miało wpływu na recenzję.