Mroczny Kryzys cz.1
Od jednego wydarzenia do drugiego – taka jest droga kontinuum DC od czasu New52. Dopiero co zakończył się „Death Metal”, a już na horyzoncie widnieje nowy Kryzys! Czy „Mroczny Kryzys” zasługuje na uwagę? Owszem, choć nie jest doskonały.
„Mroczny Kryzys” stanowi kulminacyjny punkt wydarzeń rozpoczynających się od „Nieskończonej Granicy”, przechodząc przez „Międzywymiarową Ligę Sprawiedliwości” aż po „Wojnę Cienia” Nieoczekiwany zwrot akcji z udziałem Ligi znacząco zmienia hierarchię wśród ziemskich superbohaterów, co stanowi impuls dla antagonistów do wdrożenia swojego przebiegłego i ambitnego planu, wpływającego na struktury całego omniwersum. Nie zalecam czytania tego komiksu bez znajomości wcześniejszych wydarzeń. Mimo że historia wydaje się być przystępna, pominięcie istotnych szczegółów może wpłynąć na zrozumienie fabuły, na przykład wyjaśnienia zachowań niektórych antagonistów.
Pierwsza część Kryzysu jest całkiem niezła. Zdecydowane rozpoczęcie zwrotem akcji od razu ustawia wysoką stawkę, co jest dalej podkreślane przez rozdziały o melanchonijnym nastroju, rysujące nastroje następnego pokolenia superbohaterów (od strachu po inspirującą pewność siebie) i zachodzących zmian. Wiele postaci jest tu wyeksponowane, z naciskiem na ich unikalne wartości m.in. Nightwing i Jon wysuwają się na pierwszy plan jako prosperujący liderzy naśladujący swoich mentorów, tymczasem Yara Flor wycofuje się rozsądnymi argumentami. Nie wszystkie postacie są sprawnie napisane m.in. Black Adam jeszcze bardziej traci na stanowczym charakterze, co zapoczątkował Bendis w „Liga Sprawiedliwości”.
Zachodzące zmiany podczas „Mroczny Kryzys” są rewolucyjne i przyszłościowe. Ale trwa to wyłącznie chwilę, niestety. Melancholijny nastrój szybko znika, ponieważ wróg szybko daje o sobie znać. Starcia są zacięte, o czym wielu bohaterów przekonuje się na własnej skórze na wczesnym etapie historii, ale pokrótce potraktowane, co pozostawia niedosyt. Sytuacja dawno nie była tak kiepska, co dokładniej opowiedziane jest pobocznymi wątkami z regularnych serii. Część z nich rzuca światło na otwierający punkt zwrotny. Mimo wykorzystania znanego motywu z poprzednich przygód Ligi (Pamiętacie Czarną Orchideę? Nic więcej nie zdradzam), twórcy umiejętnie wykorzystują go w kreatywną zabawę wizerunkami postaci i klimatem historii, dostarczając kilka świeżych pomysłów z ciekawymi planami na usytuowanie walczących np. historie ze speedsterami w klimatach „Mad Maxa” czy Batmana, podczas których zawiązują się nietypowe sojusze i motywy. Szkoda, że akcja zasuwa i wiele motywów na niej opiera się – momentami fabuła jest pretekstem do kolejnych „widowiskowych” starć. Chciałbym nieco dłużej obcować (na spokojnie) z pewnymi zmianami i wątkami, co dodałoby wydarzeniu „czegoś więcej”. Część niezłych motywów trwa zbyt krótko, abym zdążył je przetrawić czy poczuć sytuację np. wątek pewnego speedstera nie zdążył się rozkręcić przed jego zakończeniem.
Na tym etapie, wydarzenie prezentuje się całkiem nieźle i obiecująco. Dopiero druga część daje prawdziwe powody do narzekań, ale na to przyjdzie jeszcze czas. Choć już pierwszy tom sygnalizuje, że są obszary, które zostały potraktowane skrótowo przez twórców.
Dziękuję wydawnictwu Egmont za przekazanie komiksu do recenzji. Wydawca nie miał wpływu na moją opinię i tekst.


