„Action Comics: Powrót Metallo” (Opinia)
„Action Comics: Powrót Metallo”? Rodzinne wartości w ogniu walki, które od początku trzymają w napięciu.
„Action Comics: Powrót Metallo” to otwarcie nowej serii pisanej przez Philipa Kennedy’ego Johnsona, będące bezpośrednią reperkusją wydarzeń po Wojnie Światów. Superman powraca na Ziemię w nastroju bojowym, część uchodźców ze świata wojny ląduje na naszej planecie, a jego najbliżsi sojusznicy podejmują nowe role. John Henry Irons otwiera własną firmę – i to właśnie ten moment zostaje wykorzystany przez Metallosa, który – szantażowany przez tajemniczą siłę – rusza do ataku. To dopiero początek emocjonalnej, rozciągniętej w czasie konfrontacji, która prowadzi do słodko-gorzkiego finału.
Już od pierwszych stron czuć, że seria jest skierowana zarówno do wiernych fanów Supermana, jak i do tych, którzy chcą rozpocząć swoją przygodę z Człowiekiem ze Stali właśnie od tego momentu. Johnson nie wymaga znajomości wcześniejszych tomów, bo obiera nowe punkty wyjścia dla każdej z postaci – ale dla stałych czytelników będzie to kontynuacja pisana na znajomym fundamencie. Widać tu spójność decyzji, ciągłość narracji i konsekwencję działań, które odczuwalnie wpływają na kolejne wydarzenia. To jedna z tych historii, gdzie każda zmiana ma swoje konsekwencje.
Największym atutem tego tomu jest szeroki wachlarz postaci i nowe kierunki ich rozwoju. Johnson sięga po bohaterów, którzy od lat nie odgrywali większej roli w uniwersum DC – na czele z chińskim Supermanem, który pojawia się z zaskakującą siłą. Każdy z bohaterów ma przypisany własny wątek, nawet jeśli jego czas ekranowy jest różny. Clark i Lois decydują się na adopcję dzieci ze świata wojny – co prowadzi do subtelnych, ale poruszających konfliktów wewnętrznych, zwłaszcza u Jona, który zaczyna zastanawiać się, jakie miejsce zajmuje w oczach rodziców. Z drugiej strony mamy brutalną, widowiskową akcję z udziałem Metallosa, który rzuca się z furią na kryptonijską rodzinę. To właśnie ta różnorodność gatunkowa – od emocjonalnych rozterek po spektakularne walki – sprawia, że ten tom działa jak pełnokrwisty dramat superbohaterski. Tu każdy znajdzie coś dla siebie.
Jednocześnie da się odczuć lekki przesyt. Postaci jest sporo, ale nie każda dostaje tyle czasu, ile by zasługiwała. Niektóre wątki są rozwinięte szerzej, inne tylko sygnalizowane – przez co niektóre sylwetki rozmywają się w tłumie. Szczególnie widoczne jest to w momentach, kiedy bohaterowie odwołują się do wydarzeń z innych serii, które nie zostały u nas wydane. Przykład? Jon wspomina rany Supergirl – a bez kontekstu z innego zeszytu pozostaje jedynie dezorientacja.
Najmocniej uderzył mnie wątek Metalloa, który jest tutaj w swojej najlepszej wersji od lat. Johnson pisze go z wyczuciem – jako tragiczną, zmuszoną do działania postać, która balansuje między byciem ofiarą a oprawcą. To nie jest bezmyślny złoczyńca, ale ktoś, kto działa z desperacji, manipulowany przez intryganta, który pociąga za sznurki z cienia. Konflikt między Metallo a Supermanem ma osobisty wymiar – i choć finał nie zaskakuje, to jego emocjonalna siła pozostaje. Jedynym rozczarowaniem była dla mnie forma starć – widowiskowe rąbanki z wieloma bohaterami naraz, wywalanie atutów do upadłego, które były raczej efektowne niż kreatywne. W zasadzie niczego nie traciłem, przekartkowując część sekwencji walk – ciekawsza była otoczka i konsekwencje niż sama akcja.
Na duży plus zasługuje oprawa graficzna Rafa Sandovala. Artysta świetnie oddaje ton opowieści – realistyczne proporcje postaci, intensywna kolorystyka, dobrze odwzorowane lokacje i dynamiczne sceny walki, w których rozmycia i oszczędność detali wzmacniają poczucie ruchu. To grafika, która nie stara się błyszczeć dla samego efektu – wszystko jest podporządkowane narracji i emocjom.
Dziękuję wydawnictwu Egmont za komiks. Wydawnictwo nie miało wpływu na opinię i tekst.


