Robin: Rok Pierwszy

Ostatnimi czasy Dick Grayson staje się coraz bardziej niezależną postacią i choć wątpliwe jest to, że kiedykolwiek na stałe przejmie strój Batmana, to na pewno szansę wnieść dużo do uniwersum DC. Jak każdy wie, nim stał się on niezależnym herosem tępił przestępczość Gotham u boku swego mentora. W komiksie Batman: Mroczne zwycięstwo ukazane są początki współpracy obu panów, jednak rozwinięcie kariery Cudownego Chłopca mamy okazję zobaczyć w niniejszym tomie. Robin: Rok Pierwszy to lektura znacznie ciekawsze niż się spodziewałem i nie odstraszają mnie nawet dość kontrowersyjny, jak na dzisiejsze czasy, strój głównego bohatera.

Działalność Batmana jest cierniem dla rozmaitych kryminalistów- od ulicznych rzezimieszków po elitę w postaci Two- Face’a czy Szalonego Kapelusznika. Gdy dołącza do niego Robin ich sytuacja jeszcze się pogarsza. Może i małoletni pomagier nie jest tak kłopotliwy jak jego mistrz, ale przejawia cechy, które zwiastują rosnące z roku na rok kłopoty. Prędko więc pojawia się plan unieszkodliwienia Cudownego Chłopca, co miałoby dodatkowo uderzyć w Mrocznego Rycerza. Zanim to jednak następuje na drodze obojga staje zadanie schwytania porywacza młodych dziewczyn, z których jedna ma szczęście chodzić do tej samej klasy co Dick. Będzie to zresztą dość istotna postać w jego młodzieńczym życiu.

Robin: Rok Pierwszy  wydane w ramach Wielka Kolekcja Komiksów DC Comics to nie tylko historia początków superbohaterskiej kariery Dicka Graysona, ale opowieść o jego relacji z przybranym ojcem- Bruce’m Wayne’m. Wbrew wielu teoriom spiskowym i kilku poważnym pracom poświęconym temu zagadnieniu, kontakt między Dynamicznym Duetem był zdrowy i nie nosił jakichkolwiek znamion seksualności. Nie była to też co prawda typowy kontakt na linii ojciec- syn, gdyż oboje są zbyt nieszablonowymi osobowościami by stworzył typową więź familijnąi, ale wszelkie domowe relacje między nimi uzupełniał Alfred, któremu wówczas nie śniło się, że to dopiero początek przedszkola spod znaku nietoperza. A skoro mowa o nim- komiks pokazuje, że bez Pennywartha Batman i cała jego mitologia byłaby niczym. Alfred jest tu częstym narratorem, który w nieco patriarchalny, ale ciepły sposób traktuje swoich dwóch lubujących się w sianiu sprawiedliwości paniczów.

Nastoletni bohaterowie zawsze mnie irytowali, nawet gdy byłem w ich wieku. Stąd mam pewien afekt do wszelkich Teen Titans czy Young Avengers, lecz są pewne wyjątki- pierwszy Robin właśnie do nich należy. Posiada on typowe cechy dla tego typu postaci, popełnia też liczne błędy młodości, lecz przy tym wszystkim jest godnym przybocznym Obrońcy Gotham i nie zachowuje się jak pozbawiony Wi- Fi młodziak, jak bywa to z współczesnymi herosami w wieku dojrzewającym, że nie wspomnę o czwartym z kolei Cudownym Chłopcu… Dick Grayson od pierwszych stron budzi sympatię, a wiedza to kim będzie budzi nawet lekki uśmiech pobłażliwości dla zbyt pochopnych i śmiałych jego działań.

Robin: Rok Pierwszy jako kontynuacja Mrocznego zwycięstwa Loeba i Sale’a i wizualnie jest bardzo do niego podobny. Pulido i Martin wzorują się na stylu Tima Sale’a, choć w tym przypadku jest to dobra cecha- klimat jest zachowany, a drobna inspirowanie się planszami kolegi może zostać wybaczone. Tym bardziej, że obie opowieści są ze sobą spójne i wydarzenia w nich są osadzone w tym samym czasie, z zachowaniem specyfiki ówczesnego Gotham.

Pierwszy rok działalności Dicka jako Robina to opowieść dojrzewaniu i budującej się relacji z Batmanem. Mimo młodego wieku herosa widać już cechy, które na zawsze ukierunkują go do roli superbohatera. Robin: Rok Pierwszy jest opowieścią skierowaną również do młodszego czytelnika- bądź co bądź, takie postaci jak on zostały stworzone po to, by dziatwa sięgała częściej po komiksy i bardziej utożsamiała się z ich bohaterami. Jako dodatek zaś dostajemy debiut „odkrycia roku 1940”, jak wówczas określano pomocnika Batmana i myślę, że nawet jego twórcy nie przewidzieli tak wspaniałego rozwoju postaci jaki dane jest obserwować nam obecnie.