Batman #64

Treści i obecny sposób ich podawania w „Batmanie” można określić jako „ciekawe”. Na początku roku Bzłowiek-Nietoperz włamał się do Arkham, aby poobijać siedzącego tam Bane’a. W tym samym czasie Alfred siedział w Bat Cave z Pingwinem, ale obu zaatakował Flashpoint Batman, który pojawił się niemal znikąd już pod koniec słynnego ślubnego zeszytu pięćdziesiątego. Tę historię przerwała inna fabuła, „Knightmares” udowadniająca tylko jak nierówną serią stał się „Batman” z Tomem Kingiem na stanowisku scenarzysty. Póki co są to trzy zeszyty, kolejno słaby, bardzo dobry i po prostu średni. „Knightmares” z kolei zostało przerwane przez „The Price”, crossover z „The Flash” będący tie-inem do „Heroes in Crisis”. Jest to dość dezorientujący sposób prowadzenia przygód Batmana, który każe się zastanowić, czy skoro „Cena” jest przerwą w innej historii (będącą przerwą w jeszcze innej historii), to czy jest chociaż dobra? Sprawdźmy zatem jak prezentuje się „Batman” #64, i pierwsza część „The Price”.

Moje pierwsze wrażenie nie było najlepsze. Główna okładka autorstwa Chrisa Burnhama jest moim zdaniem zła. Nie chodzi tu o Batmana, który utrzymuje statuę Kid Flasha, co chyba nawet dla Mrocznego Rycerza jest niemożliwe (zauważam symbolizm i nawiązanie do treści zeszytu, ale o tym później), ale o to jak całość jest narysowana. Twarze postaci na rysunku są na prawdę brzydkie. Szczególnie nie wyszli chłopiec leżący na pierwszym planie i przerażony mężczyzna z prawej strony u dołu. 10 albo 15 minut spędziłem na szukaniu drugiej nogi Flasha z pierwszego planu. Byłem przekonany, że jej tam nie ma, a potem zauważyłem kiepsko narysowane kolano herosa przy stopach niesionej przez niego kobiety. Na prawdę trzeba wytężyć wzrok by to zauważyć. W takich chwilach cieszę się, że istnieją alternatywne okładki i mogę powiedzieć, że grafika Seana Murphy’ego do tego numeru mogłaby zawisnąć na mojej ścianie jako obraz. Dajmy spokój okładkom, bo to nie po nich, a po treści powinno oceniać się komiksy.

Następne dwa akapity poświęcę omówieniu fabuły zeszytu i moich odczuć co do niej. Jeśli nie chcecie psuć sobie lektury „The Price” i „Heroes in Crisis” po prostu je omińcie i sprawdźcie jak prezentuje się warstwa graficzna „Batmana” #64.

Zeszyt otwiera scena, w której Batman ma dokonać sekcji zwłok Wally’ego Westa zamordowanego w Sanktuarium. Człowiek-Nietoperz waha się jednak i odkłada skalpel. Późnej widzimy go z Justice League walczącego z grupą Amazo imitujących członków Ligi. okazuje się, że Batman jest zmęczony sprawą Sanktuarium i widzi wszędzie zamordowanych w ośrodku herosów. Co ciekawe zły stan psychiczny nie odbija się na jego skuteczności i woli walki. Po udanej walce po prostu zostawia zmęczonych przyjaciół. Za nim rusza Flash, także dręczony wyrzutami sumienia. Potem przenosimy się do Central City, gdzie Muzeum Flasha zostaje zaatakowane przez tajemniczego napastnika w pelerynie. Do tragedii nie dochodzi dzięki interwencji Batmana i Flasha, który pojawia się na miejscu zaraz za nim. Jak się okazuje Mroczny Rycerz wiedział, że dojdzie do ataku, ponieważ był on częścią serii identycznych zamachów do jakich dochodziło w Gotham. Urażony Flash żąda od przyjaciela dalszych informacji. Wynika z nich, że sprawcą jest Gotham Girl. Bohaterowie postanawiają współpracować, aby odkryć motyw jej działań i nie dopuścić do śmierci dziewczyny spowodowanej nadużywaniem mocy. Ostatnie strony przedstawiają Gotham Girl, która w jakimś tajnym laboratorium eksperymentuje na ciele swojego zmarłego brata…

Autorem scenariusza i dialogów w tym zeszycie jest Joshua Williamson, który ostatnio wzbudził moje mieszane uczucia piątym tomem „Flasha” z Odrodzenia. Tu moja opinia jest jednoznaczna: ten zeszyt ma świetną fabułę i doskonale buduje napięcie przed kolejnymi, trzema częściami „The Price”. Jestem pod dużym wrażeniem scen z Justice League. Bohaterowie rozmawiają ze sobą tak jak powinni, czyli jak starzy znajomi i po prostu jak ludzie. Naprawdę sympatyczne i zabawne są przekomarzanki Supermana i Batmana, czy pytanie Martian Manhuntera o to, czym jest drzemka. Jest to o tyle dobre, że Williamson potrafi jednocześnie uderzać w poważniejsze tony i umiejętnie nawiązywać do „Heroes in Crisis”, albo pokazać rozgoryczenie Flasha związane z brakiem zaufania Batmana. Retrospekcje pokazujące Wally’ego i Dicka posiadają mocny ładunek emocjonalny. Także ukazanie Gotham Girl jako zdeterminowanej do odzyskania brata ma sporo sensu. Oczywiście ktoś nią manipuluje i tu Joshua Williamson osiąga duży sukces. Chcę wiedzieć kto za wszystkim stoi. Na tym etapie „The Price” to interesująca i nieoczywista detektywistyczna opowieść, która potrafi rozładować napięcie związane ze stresem i presją wywieraną na głównych bohaterów. Treść niemal zaciera niesmak jak pozostawia sposób prezentacji historii. Przerwanie jednej historii drugą to moim zdaniem głupia praktyka, która wprowadza niepotrzebne zamieszanie.

Pozwoliłem sobie na sporą dawkę ironii przy omawianiu na prawdę okropnej okładki do tego zeszytu, ale Guillema Marcha, autora rysunków gdybym mógł, obsypałbym złotem. Na prawdę podoba mi się robota jaką odwalił przy „The Price”. Jego postacie i lokacje są narysowane w na prawdę bardzo ładny i szczegółowy sposób. Podoba mi się jak postanowił on graficznie odróżnić Batmana od Flasha. Mroczny Rycerz jest nieogolony, wykrzywia usta w grymasie zmęczenia, poczucia winy i irytacji. Maska Batmana ma zmarszczki na czole. Jego strój sprawia wrażenie brudnego i w całości to wszystko dodaje Batmanowi lat i sprawia, że wygląda na naprawdę wycieńczonego fizycznie i psychicznie. Flash także przybiera poważniejszy wyraz twarzy, przeżywa śmierć Wally’ego po swojemu, ale jego wygląd jest dużo lepszy, „czystszy” niż wizerunek Batmana w tym komiksie. Sporo w tym zasługi kolorysty, Tomeu Morey’a. Bardzo podobają mi się dobrane przez niego żywe barwy, ale i zimne kolory nałożone na rysunki przedstawiające sceny w kostnicy, czy po prostu w cieniach robią bardzo pozytywne wrażenie. Odnoszę wrażenie, że przy powstawaniu okładki chciano osiągnąć chociaż zbliżony efekt. Zamiast tego mamy Batmana trzymającego kamienną, na oko dziesięciometrową statuę.

Pierwszy zeszyt „The Price” jest moim zdaniem świetnym początkiem tie-inu i świetnym komiksem w ogóle. Odpowiednio rozłożono tu elementy poważne i lekkie w warstwie fabularnej, a przy tym dobrze zbudowano napięcie w tej detektywistycznej historii. Rysunki i kolory też mogę tylko pochwalić. Wyglądają bardzo dobrze, pasują do opowiadanej historii jak ulał. Całość psuje tylko okładka, która pewnie trafi na ewentualne wydanie zbiorcze i będzie je szpecić ku mojemu zgrzytowi zębów. Jeśli jesteście zainteresowani „The Price”, kupujcie alternatywne okładki.

Dziękujemy ATOM Comics za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego.
Komiks do nabycia w internetowym sklepie ATOM Comics.