Batman (1943)
W historii komiksu wspaniałe jest to, że mimo dość krótkiego okresu do analizowania, na uważnego badacza zawsze czeka jakaś ciekawostka. Szczególnie, jeśli prześledzi się występy superbohaterów poza kolorowymi zeszytami, można natrafić na prawdziwe brylanty. Na przykład ekstremalnie tani propagandowy serial kinowy z Batmanem w roli głównej.
Ale zacznijmy od tego, co to w ogóle jest serial kinowy? Przed i w trakcie drugiej wojny światowej, kiedy telewizja była jeszcze w powijakach, na topie było kino. Aby uatrakcyjnić seanse i umilić widzom oczekiwanie na film, przed właściwą produkcją, wyświetlano krótki, około dwudziestominutowy fragment dłuższej historii. W dzisiejszym rozumieniu były to odcinki serialu pokazywane na wielkim ekranie. Były to głównie kryminały i produkcje przygodowe, które można było przerywać cliffhangerami. Kiedy Stany Zjednoczone przyłączyły się do drugiej wojny światowej, seriale te zaczęły spełniać funkcję propagandową, pokazując Amerykanów w jak najlepszym świetle, w zestawieniu z reprezentantami sił Osi Tokio-Berlin-Rzym ukazanymi, jako najgorsze zło.
I tu przechodzimy do „Batmana”, który premierując w 1943 roku jest pierwszą aktorską ekranizacją przygód Mrocznego Rycerza. Nie jest to jednak ekranizacja wierna, ponieważ świat Człowieka Nietoperza zmodyfikowano na potrzeby propagandy i budżetu filmowców. I tak, Batman i Robin to agenci rządowi, walczący z przestępczością zorganizowaną i tzw. piątą kolumną, czyli dywersantami i szpiegami wrogich mocarstw. Można zapomnieć o batmobilu i gadżetach, ale twórcy w zamian dali Batmanowi siedzibę usytuowaną w grocie pod domem Brusa Wayne’a i wiernego lokaja Alfreda.
Naturalnie, scenariusz i dialogi to jedna wielka reklama Stanów Zjednoczonych kosztem ówczesnej Japonii. Pewnego dnia Batman otrzymuje rozkaz odnalezienia i pokrzyżowania planów japońskiego agenta, doktora Daki, który w swojej kryjówce zamienia Amerykanów w zombie kontrolowane specjalną technologią. Wraz z Robinem, a czasem także z Alfredem mierzy się on z bandytami pracującymi dla Daki, będąc przy tym okropnym szowinistą, mizoginem i rasistą.
Tak, „Batman” to produkt swoich czasów w pełnym tego słowa znaczeniu. Narracja i dialogi są śmiertelnie obraźliwe dla Azjatów, a czasem także dla rdzennych Amerykanów. Sam Daka to biały aktor w makijażu, mówiący z akcentem, a Alfred jako Brytyjczyk służy raczej jako element komediowy, niż realna pomoc dla Brusa i Dicka. Inni bohaterowie, jak policjanci, przestępcy i postacie epizodyczne to jednowymiarowe figury, dobre albo złe. Amerykanie to zawsze niezłomni i kochający ojczyznę krzepcy mężczyźni, a jeśli kolaborują z Japończykami, są tchórzliwi i interesowni.
Czy warto sięgać po tą wersję przygód Batmana? Sam nie wiem. Raczej niewiele osób będzie w stanie czerpać z serialu jakąkolwiek przyjemność. Może, jeśli ktoś interesuje się sztuką z okresu drugiej wojny światowej, albo będzie w stanie użyć tego na studia, znajdzie w całości jakieś intrygujące elementy. Poza tym, raczej nie warto. Nawet jak na lata 40. to raczej grubo ciosana propaganda i mało ambitny tytuł.