Batman: Mroczny Rycerz – Rasa Panów

„Batman: Powrót Mrocznego Rycerza” jest kamieniem milowym w historii komiksu oraz dziełem jedynym w swoim rodzaju. Historia napisana oraz zilustrowana przez Franka Millera (z rysowniczym wsparciem Klausa Jansona) rozpoczęła w 1986 r. współczesną erę komiksu oraz położyła fundament pod nowe oblicze Batmana, które z biegiem czasu wyewoluowało w to, które dziś pojawia się na kartach komiksu. Niestety Miller przez długi czas nie kontynuował historii podstarzałego Batmana, któremu nieco zmieniły się priorytety (ale dalej robił co mógł by chronić bezbronnych), natomiast gdy już to się działo… skutki były opłakane. Wydany na przełomie lat 2001-2002 napisany i już samodzielnie zilustrowany przez Millera „Batman: Mroczny Rycerz kontratakuje” porażał mało czytelnymi rysunkami i absurdalną narracją (chociaż bronił się całkiem sporą częścią obsady), natomiast w latach 2005-2008 Miller oraz rysownik (aktualny wydawca w DC Comics) Jim Lee „zachwycili nas” prequelem „Batman i Robin: Cudowny chłopiec” w którym liczba absurdalnych zachowań głównych bohaterów sprawiała że czytelnik miał wrażenie iż właśnie czyta jakiś dziwny fanfik, a nie kontynuację dzieła, które zmieniło historię komiksu. Kiedy na wiosnę 2015 r. DC Comics zapowiedziało po prawie 15 latach pełnoprawny sequel wielu fanów z jednej strony nie mogło się doczekać kontynuacji historii TEGO Batmana, a drugie jednak obawiało się tego, co tym razem Millerowi uda się „popsuć”. Tej historii Miller jednak nie miał napisać sam, lecz razem z uznanym scenarzystą Brianem Azzarello („100 naboi”, „Hellblazer”, „Joker”, „Flashpoint” Batman – Knight of Vengeance”). A więc… o czym jest „Batman: Mroczny Rycerz – Rasa Panów” i jak Frankowi Millerowi wyszedł powrót do świata Batmana?

Akcja komiksu rozpoczyna się trzy lata po wydarzeniach z „Batman: Mroczny Rycerz Kontratakuje”. Od tamtego czasu nikt nie widział Batmana, a duża część mieszkańców Gotham City uważa, że ten już nie żyje. Co więcej inni bohaterowie Ziemi również ograniczyli swoją obecność: Superman zniknął całkowicie, Wonder Woman wróciła na Rajską Wyspę i wychowuje ich wspólnego syna, Jonathana, Green Lantern ponownie wyruszył w kosmos, a Flash żyje teraz cywilnym życiem. Od jakiegoś czasu jednak mówi się, że w mieście ponownie można natknąć się na Batmana, który karze tak złoczyńców oraz policjantów, którzy nadużywają swoich uprawnień. Podczas jednego z pościgów ulicami miasta policjantom udaje się w końcu pojmać Batmana, jednak pod maską nie odnajdują Bruce’a Wayne’a, którego się tam spodziewają lecz… Carrie Kelley, była Robin oraz Catgirl. Carrie twierdzi, że Bruce Wayne nie żyje. W podobnym czasie odwiedzająca Fortecę Samotności Lara, córka Supermana i Wonder Woman, odkrywa zamknięte w butelce miasto Kandor z którego docierają do niej wołania o pomoc. Nawiązuje kontakt z jednym z zamkniętych tam krypończyków, Baalem  i z pomocą dr. Raya Palmera, który nadal działa na małą (heh) skalę jako Atom przywraca część zamkniętych w butli istnień do ich właściwego wzrostu. Okazuje się jednak, że nie takich przybyszów spodziewał się sprowadzić Palmer.

Na wstępie muszę powiedzieć jedno: Batman: Mroczny Rycerz – Rasa Panów nie jest komiksem dla młodych czytelników. Krew leje się tutaj bardzo gęsto, a przy okazji wyłapać możemy kilka nawiązań, których dzieci nie powinny zauważyć. No dobrze, skoro to jest jasne, przejdźmy do właściwej części.

O ile w „Batman: Powrót Mrocznego Rycerza” historia opowieści działa się w Gotham City, akcja „Batman: Mroczny Rycerz kontratakuje” rozgrywała się w większości w granicach (oraz dotyczyła głównie) Stanów Zjednoczonych, tak „Batman: Mroczny Rycerz – Rasa Panów” to historia planetarnej wręcz skali. Chociaż Batman (nie zdziwimy nikogo, że Bruce jednak pojawia się w tej opowieści) rzeczywiście jest centralną postacią tego komiku, to jest wiele postaci, które tylko w nieznacznym stopniu mu ustępują, na czele z Supermanem, Wonder Woman, Larą i Batgirl (bo ten przydomek przyjmuje Carrie). Gdyby nie była to kontynuacja sagi Millera byłbym skłonny stwierdzić, że w tytule zamiast Batmana powinna pojawić się Liga Sprawiedliwości. Początek historii rozkręca się powoli, jednak wraz z dołączaniem do sprawy kolejnych bohaterów, tempo szybko wzrasta, akcja pędzi na łeb na szyję,  a my pochłaniamy kolejne strony chcąc się dowiedzieć w jaki sposób nasi bohaterowie uporają się z inwazją. Znana z oryginału osobista opowieść o Batmanie zeszła na drugi plan, bo znacznie więcej czasu poświęcamy innym postaciom, jednak dalej w kluczowych momentach możemy przeczytać co kłębiło się w głowie Bruce’a, czego ten nie zdecydował się powiedzieć.

Większość pojawiających się tutaj bohaterów ma swoje pięć minut, choć u przewrotnego Millera postacie często dokonują czegoś, do czego nie jesteśmy przyzwyczajeni (Flash, Green Lantern, patrzę na was). W tym tomie zobaczymy absolutnie rozwścieczonego Supermana, Wonder Woman, która by ochronić swoje dziecko jest zdolna wyciąć w pień całą armię, czy Atoma, który może okazał się tym, kogo herosi potrzebowali najbardziej. Nie ma jednak co ukrywać, że jeśli chodzi o rozwój postaci to Batman oraz Batgirl wysuwają się na pierwszy plan. Bruce kiedy tylko może unika walki, bo jego stare ciało naznaczone licznymi urazami mocno go już zawodzi. Zajmuje się raczej doradzaniem Carrie, w której widzi wiele dobrych cech, której jemu brakuje. Carrie z kolei nie jest już tak roztrzepaną małolatą jak widzieliśmy ją poprzednio. Jest dużo bardziej odpowiedzialna, jej akcje są o wiele bardziej przemyślane, jednak nadal nie traci młodzieńczego zapału i ciągle nosi w swoim sercu całe pokłady idealizmu.

Uniwersum Mrocznego Rycerza nie byłoby kompletne, gdyby Miller i Azzarello nie pokusili się o kilka komentarzy społecznych i politycznych. Przez całą opowieść towarzyszy nam narracja przedstawiająca tak zdanie internautów na temat aktualnych wydarzeń, jak i wielkich gwiazd telewizji. Możemy z łatwością rozpoznać tutaj twarze kilku amerykańskich prezenterów telewizyjnych, Hilary Clinton, czy obecnie urzędującego prezydenta Donalnda Trumpa (który w komiksie rzuca kilka kwestii inspirowanych swoimi rzeczywistymi cytatami). Najbardziej odczuwalnym podtekstem tej współtowarzyszącej narracji jest ukazanie czytelnikowi pewnej analogii. W świecie „Rasy Panów” dzieją się rzeczy, które potencjalnie mogą zmienić los mieszkańców Ziemi. Mimo tego cała rzesza ziemian zajmuje się całkowicie marginalnymi sprawami lub w żartobliwy i uszczypliwy sposób komentują aktualne poczynania Batmana i spółki prawie nie zdając sobie sprawy, że walka Ligi to też ich walka. Jestem skłonny postawić dolary przeciwko orzechom, że gdyby do takiej sytuacji doszło i w naszym świecie, to reakcje byłyby identyczne. Wszechobecne komentowanie wszystkiego za pomocą internetowych memów i obśmiewanie problemów świata w wieczornych programach jest czymś co bardzo dobrze znamy. Tom w mniejszym stopniu komentuje też psychologię tłumu, czy kwestie nierówności płciowej, która mimo iż na Ziemi i Kryptonie zdecydowanie się różni, i tu i tu można wyczuć ją wyczuć

Od strony graficznej… jest kontrowersyjnie. Nie zrozumcie mnie jednak źle, „Rasa Panów” wygląda o niebo lepiej niż poprzednik, a Andy Kubert swoimi rysunkami naprawdę nie przynosi sobie wstydu, ale widoczny jest wpływ Millerowych dzieł na jego kreskę. Kwadratowe szczęki praktycznie każdej postaci przypominają nam, kto stworzył oryginał, a utwierdzają nas w tym ich wielkie dłonie. Historie towarzyszące ilustrował sam Frank Miller i z bólem muszę powiedzieć coś czego chyba każdy się spodziewał – jego rysunki są zdecydowanie najbrzydsze w całym tomie.

„Batman: Mroczny Rycerz – Rasa Panów” jest komiksem zdecydowanie wartym polecenia. Nie ma co porównywać go z pierwszą częścią (na drugą spuśćmy zasłonę milczącego miłosierdzia), bo opowiada ona zupełnie o czymś innym i jest to też komiks z zupełnie innych czasów. Miejsce osobistej opowieści o podstarzałym Mrocznym Rycerzu, który nadal nie potrafi odpuścić ustąpiła miejsca historii, która pokazuje nam, że nowe pokolenie może kontynuować nasze dzieło, a nawet je ukończyć, ale tylko wtedy gdy sami przekażemy mu co jest dobre, a co złe i od tego, czy młode pokolenie będzie miało świat do uratowania. A zatem, odpowiadając na pytanie które sam zadałem we wstępie, Frank Miller zafundował nam bardzo solidny komiks, który może nie zapisze się w annałach historii jak oryginał, ale na pewno nie zawiedzie Was gdy już po niego sięgniecie.

Dziękujemy sklepowi Gandalf za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego.

Komiks i inne pozycje superbohaterskie znajdziecie w tej kategorii sklepu internetowego.