Potwór z bagien Scotta Snydera

Alan Moore ustawił bardzo wysoko poprzeczkę Potwora z Bagien za sprawą swojej serii. Potrzeba nie lada talentu i wyobraźni, żeby z sukcesem kontynuować wizję Alana. Zadania podjął się Scott Snyder, znany głównie z pisania serii „Batman”. Okoliczności miał sprzyjające, ponieważ w czasie powierzenia mu projektu, zaczął się „New52” będący kolejnym restartem komiksowego uniwersum. Świeżutkie pole, żeby stworzyć coś dobrego. Czy udało się to Snyderowi?

Na główny plan wysuwa się Alec Holland. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że nie jest zielonym potworem. Tajemnica zostaje wyjaśniona na kolejnych stronach. Zagadka wprowadza czytelnika w konflikt sporego kalibru. Zaburzona została równowaga między trzema siłami: Zielenią, Czerwienią i Zgnilizną. Winowajcom jest ostatnia z sił, która pod kierunkiem swojego Awatara, chce zawładnąć wszystkim co możliwe. Dochodzi do globalnego konfliktu. Świat szybko odczuwa skutki działań Zgnilizny. Podobnie czołowi bohaterowie. Losy świata leżą w rękach Swamp Thinga, Animal Mana i Abigail.

Snyder miał przemyślaną koncepcję na opowiedzenie czegoś świeżego w świecie Potwora z Bagien. Koncepcja doprowadziła do ogromnego konfliktu wywracającego światem bohaterów. Konflikt rozwija się stopniowo, żeby w najmniej wyczekiwanym momencie zrobić boom i postawić bohaterów w podbramkowej sytuacji. Akcja jest konkretna, a starcia ekscytujące, no i brutalne. Nim jednak przejdziemy do konkretów, mamy dość spokojną sytuację z dużym naciskiem na klasyczny dreszczowiec, dobrze wprowadzający nowych czytelników w ten skrawek świata DC. Urywki z genezy Hollanda i koncepcji Zieleni połączone z etapowym budowaniem napięcia, żeby w odpowiednim momencie rzucić nam dobrego „screamera”. Dawno nie czytałem tak dobrego dreszczowca na łamach komiksu.

Wizja Snydera bardzo różni się od Moore. Scott połączył konkretny konflikt z klimatem horroru. Mnóstwo tu mrożących krew w żyłach wątków, które świetnie zostały zobrazowane w głównej mierze przez Yanicka Paquette. Komiks momentami jest bardzo okropny i obrzydliwy. Spokojnie, nie do tego stopnia, że zwrócicie wczorajsze śniadanie. Takiego klimatu oczekiwałem po tej serii i nie zawiodłem się.

Spory problem miałem ze zdobnictwem kadrów. Ma ono dobre i złe strony. Zdobnictwo dobrze ujmowało klimat danej kartki komiksu. Bez wczytywania się w treść mogliśmy się domyśleć, że ten skoroszyt jest utrzymany w horrorze (nitki zgnilizny) czy jest to lżejszy temat (kwitnące kwiatuszki). Zdobnictwo było spoko jeśli mówimy o pojedynczych kadrach. Źle wpływały na odbiór rozkładówek dwustronicowych, które wprowadzały mały chaos w prezentowanej treści. Wielokrotnie łapałem się za głowę, ponieważ chaos zaburzał mi kolejność czytania czy interpretowania tego, co się dzieje na kartce. Dłużyło mi się czytanie z racji dodatkowym minut na dokładne zapoznanie się ze szczegółami.

Kontynuując narzekania – Brak kilku zeszytówek z serii „Animal Man” uzupełniających wydarzenie. Szkoda, ponieważ część wątków zostaje niedomknięta i nie mamy zielonego pojęcia jak się potoczyły dalsze losy niektórych bohaterów. Niewykluczone, że w przyszłości Egmont wyda „Animal Man” z New52 w ramach DC Deluxe. Niestety są to tylko domysły. Do czasu ewentualnej premiery zapomnę, co się działo w Bagniaku Snydera.

Swamp Thing” w interpretacji Scotta Snydera jest niezłym dreszczowcem z przemyślaną historią. Mocny konflikt stawiający na dobrze podkreśloną determinację głównego bohatera, obrazując ciekawie przedstawioną współpracę Animal Mana ze Swamp Thingiem. Spora część historii została utrzymana w klimacie horroru, co tylko działa na korzyść całości. Nie polecam komiksu młodszemu czytelnikowi ze względu na prezentowaną treść m.in. latające urwane kończymy czy flaki z krwią. Cieszę się, że Egmont wydaje coraz więcej mocnych tytułów z New52 w ramach DC Deluxe. W następnej kolejności poproszę Aquamana.

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego. Komiks możecie nabyć w internetowym sklepie Egmontu.