Batman/ Sędzia Dredd – Wszystkie spotkania

Co jest lepszego niż kultowa i legendarna postać komiksowa? Dwie kultowe i legendarne postaci komiksowe. Był pewien okres, w którym crossovery łączyły naprawdę wielkich bohaterów powieści graficznych i niejednokrotnie konfrontowały je ze sobą. Do takich Sędzia Dredd i Batman. Dwaj herosi, którzy budzą równie wielki postrach w swoich miastach, stosujący inne, lecz w gruncie rzeczy tak samo nieugięte metody egzekwowania sprawiedliwości, różniące się właściwie tym, iż Wayne nie preferuje zabijania (nie żeby Dredd był masowym mordercą- sędzia lubuje się bardziej w wydawania absurdalnie niewspółmiernych wyroków dla przestępców).  Zdawać by się mogło, że taki duet to coś wspaniałego,  ale czy nie nazbyt rozdmuchanego? Często bowiem okazuje się, że łączenie dwóch kultowych tytułów rozczarowuje i zniechęca. Czy tak jest i tym razem, tym bardziej, że komiks posiada wiele cech specyficznych lat 90?

W Sądzie nad Gotham Dredd i Batman spotykają się po raz pierwszy i jak łatwo przewidzieć- jest to spotkanie burzliwe. We wszystko zamieszany jest Sędzia Śmierć, Wredna Maszyna i pas umożliwiający podróże między wymiarami, w tym przypadku między wydawnictwami. Występują również psioniczka sędzia Anderson i Scarecrow. Ta pierwsza nieco rozładowuje napięcie między defensorami Gotham i Mega-City One, co im służy- sztuczny i naciągany konflikt byłby czymś niegodnym tych panów. Wszystko to ilustruje niezawodny Simon Bisley, z całym swoim pokręconym warsztatem, gdzie wynaturzenie zderza się z realizmem

Wendeta w Gotham to nieco mniej szumne, drugie spotkanie tym razem tylko na terenie miasta Batmana. Przyzwyczailiśmy się, że to Batman jest tym, który niesie pomoc i ratunek w ostatniej chwili. Tym razem to Dredd będzie wybawcą Mrocznego Rycerza, choć nie doszukiwałbym się w tym jakichkolwiek przejawów sympatii. Najsłynniejszy sędzia ma swoje powody. Ilustratorem jest tum Cam Kennedy i nie jest to już tak ciekawy artysta jak Bisley. Za rekompensatę możemy traktować okładkę autorstwa Mike’a Mignoli.

Ostateczna zagadka wyrywa obu dżentelmenów z ich naturalnego środowiska i wrzuca w tajemniczy wymiar, stawiając ich naprzeciwko siebie i kilku innych, mniej istotnych, choć niebezpiecznych person. Na domiar złego do towarzyszami Batmana i Dredda są Riddler i anonimowy aresztant sędziego. Co do tej postaci- zabawna jest jego relacja z Dreddem, świetnie zresztą pokazująca na czym polega system sędziowski i pojęcie egzekwowania prawa w Mega- City One. Rysownikami tej historii są Carl Critchlow i Dermot Power, którym zdecydowanie bliżej do estetyki Bisley’a i ilustrującego kolejną część Glenna Fabry’ego. Twórcy w charakterystyczny dla okresu powstawania, nieco wręcz karykaturalny i przerysowany sposób pokazali adwersarzy z różnych wymiarów. Od barbarzyńcy, poprzez złowrogiego androida, po mroczną istotę w kapturze. Pełna plejada komiksowych stereotypów, która staje naprzeciwko dwojga najbardziej rozpoznawalnych bohaterów tegoż medium.

Uśmiech śmierci jest kontynuacją pewnego wątku z Wendety w Gotham. Team Dredd/ Batman dostaje godnego sobie przeciwnika- oto Joker łączy siły z Mrocznymi Sędziami, którym towarzystwo naczelnego złoczyńcy Gotham przypada do gustu. Starcie tym razem przenosi się do Mega_City One, gdzie grupa niejakich hedonistów ma pecha spotkać ów alians. Warto zaznaczyć kim jest ta cudaczna społeczność. W chwili, gdy Sędzia Śmierć i spółka po raz kolejny wydostają się i zawierają sojusz z Księciem Przestępców zostają oni odizolowani do Megasfery, mającej oddzielić ich od reszty miasta. Dlaczego? Jest to grupa dziwaków, czy raczej dziwadeł, wszelkiej maści odszczepieńców i nieprzystosowanych do życia wśród prawa sędziowskiego świata. Brawa dla Glenna Fabry’ego, który przerażająca ukazał efekty działań zespołu złoczyńców. Najciekawsze jest ukazanie Jokera w stylu Mrocznych Sędziów i hedonistów, którzy są mogliby być modelami do programów o zdegenerowanej, futurystycznej przyszłości. Historia ta miała swe wydanie kilkanaście lat temu i jej reedycja cieszy- tym bardziej u boku innych historii z Batmanem i Dreddem.

Która część wypada najlepiej? Na końcu listy na pewno plasuje się druga opowieść, będąca dla mnie bardziej wstępem do Uśmiechu śmierci niż samodzielną historią, zaś jej rysunki odrzucają mnie i męczą, zdecydowanie też nadto wyróżniają się ponad resztę. Nie jest to co prawda wina autora czy wydawcy- powyższy tom jest, jak głosi tytuł, zbiorem wszystkich spotkań Mrocznego Rycerza i Dredda. W bonusie dostajemy kolejny crossover, tym razem z udziałem Dredda i… Lobo. Równie kontrowersyjnej postaci DC, która w okresie Nowego DC Comics! została niemal zniszczona, lecz Odrodzenia odrestaurowało ją, a nawet postawiło w grupie u boku Batmana. Sam tytuł ich wspólnej historii- Psychole motocykliści kontra mutanci z piekła daje wyobrażenie z jakiego materiału zbudowana jest historia. Doskonały finał równie doskonałego zbioru. Sensowność linii wydawniczej DC Deluxe nigdy nie była przeze mnie podważana. Albumy takie jak ten są miłą odmianą od nowości DC i Marvela, dającą nie tylko solidną lekcję historii, ale i frajdę z czytania i poznania opowieści o dwóch legendarnych i zasłużonych dla całego medium komiksowego postaciach.

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego.
Komiks do nabycia w internetowym sklepie Egmontu.