Batman. Budowniczowie Gotham

Wydawnictwo Egmont kontynuuje publikację starszych pozycji w bogatej mitologii Batmana, sięgając po tytuły od doświadczonych artystów. W listopadzie obrano na celowniku „Budowniczowie Gotham”. Pozycja, która… a zresztą sami się zaraz dowiecie.

80-siąte lata XIX wieku. Początki Gotham. Przedstawiciele trzech uznanych rodzin biorą sprawy w swoje ręce, angażując uzdolnionych architektów, do wyniesienia Gotham, ich rodzinnego miasta, na wyżyny możliwości. Budowa spowijana jest krwią i tajemnicą, która po latach wychodzi na jaw. We współczesnych czasach pojawia się nowy złol, Architekt. Zaczyna terror od wysadzenia konkretnych mostów prowadzących do Gotham. Jego działania nie są przypadkowe. Kryje się za tym większa idea, na której nie poprzestaje. Czy Grayson, w tej chwili pełniący obowiązki Batmana, sprosta wyzwaniu? Na pewno nie będzie mierzył się z nim sam.

Kurczę! To jest dobry komiks o Batmanie! Nie często używam tych słów, ponieważ przejadły mi się Batmanowskie epopeje z ostatnich lat, które muszą pokazać jaki to on nie jest zajebisty itd. Historia w „Budowniczowie Gotham” jest złożona, intrygująca, nawet smutna. Sprawa budzi w Graysonie wątpliwości, czy sprawdza się w roli przejętej po mentorze. Kryminalna zagadka wymagająca od przedstawicieli Nietoperzy (Grayson, Tim, Damian i powracająca Cassandra) detektywistycznych umiejętności i współpracy. Typowej akcji, na usta ciśnie się wulgarniejsze określenie, jest mniej na rzecz dochodzenia, za którym tęskniłem. Po poszlakach do sedna sprawy, nie po ilości obitych twarzy.

Wayne jest prawie nieobecny w komiksie. Oceniam to na plus, ponieważ jest to jedna z niewielu pozycji, która kładzie mocniejszy nacisk na relacje jego podopiecznych, tworząc pole do sprawdzenia ich umiejętności. Przeciwnik co prawda nie jest ciekawy, złożony czy stanowiący wyzwanie w bezpośredniej walce. Ciekawsza i bardziej intrygująca jest kryminalna zagadka z nim związana, wymagająca zgłębienia faktów z dalekiej przyszłości. Retrospekcje są ciekawe, dobrze ulokowane w historii, rzucają światła na początki znanego nam miejsca dodając mnóstwo XIX-wiecznego klimatu.

No dobra, a co się działo z Bruce’m pod jego nieobecność? Tego dowiecie się z krótkiej, dodatkowej historii. Zdradzę tylko tyle, że zaangażował się w rozwiązanie francuskich napięć społecznych. Jakich, i w jaki sposób? Zerknijcie sami. Nie będziecie zawiedzeni, ponieważ jest to dobra i treściwa historia z przesłaniem, wprowadzająca nowe postacie.

Ilustracje wymiatają. Rysunki tętnią klimatem XIX-wieku (retrospekcje, których jest całkiem sporo) oraz steampunku (w odniesieniu do współczesnej akcji). Koncepcje są spoko, bardzo podobała mi się wizualizacja przestępcy. Dłuższą chwilę poświęcałem tytułowym okładkom. Dawno nie zaintrygowały mnie okładki – z jednej strony prezentujące się świetnie, z drugiej poukrywane symbole. Styl okładek nawiązujący do głównej. Dobra robota.

Ostatni komiks, który czytało mi się tak dobrze jak „Batman. Budowniczowie Gotham”, był „Batman: Sekta”. Szkoda, że tak mało Batmanowego Graysona na polskim rynku, ale to co dostaliśmy jest świetne. Kyle Higgins odwalił kawał dobrej roboty we współpracy z Ryanem Parrottem, odwzorowując koncepcje powierzone im przez Scotta Snydera. Nie pożałujecie, serio.

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego. Komiks możecie nabyć w internetowym sklepie Egmontu.