One Bad Day: Ra’s Al Ghul

To już jest koniec, niestety. Wraz z marcową premierą skończył się cykl „One Bad Day” poświęcony wybranym przeciwnikom Batmana. Cykl lubiany przeze mnie, mimo kilku słabszych momentów jak historia o Two Face Mariko Tamaki. No i jak wypadła ostatni komiks? Mamy lidera w rankingu?

Niekoniecznie czekałem na ostatnią odsłonę. Nie jestem fanem Ra’s Al Ghula. Jednak przychylnie patrzyłem na tytuł z powodu twórców: za scenariusz odpowiada Tom Taylor (Injustice, DCeased, Nightwing) natomiast za rysunki Ivan Reis (Najczarniejsza Noc). Utalentowane osoby, które wspólnie mogą zdziałać wiele dobrego. Nie inaczej było w tym wypadku choć po przeczytaniu nasunął mi się na myśl specyficzny wniosek „typowy komiks o Ra’s Al Ghulu i Batmanie, który nie jest typowym komiksem”. O co chodzi?

Typowość postrzegam w przyjętej koncepcji. Po raz kolejny Ra’s Al Ghul podejmuje próby poprawienia jakości życia na ziemi z naciskiem na środowisko. W ten sposób chce zabić konkretne osoby i na ich miejsce pokierować inne, które uważa, że lepiej zajmą się sprawami środowiskowymi. Niegłupi pomysł, tylko że przypomina on maść innych komiksów angażujących przeciwnika Batmana. Podobieństwa nie kończą się na celach głowy demona, ponieważ sposób dochodzenia Batman do sedna sprawy, jak i jej rozwiązania, jest również tak sam. Tom Taylor użył bezpiecznego, klasycznego motywu, co gwarantowało rozrywkę lecz nie wykorzystało pełni swobody twórczej, na której polegały poprzednie odsłony cyklu.

Tom Taylor jest łebskim scenarzystom i zadbał, żeby kilkoma kwestiami wyróżnić komiks od wielu innych. Pierwszym rozwiązaniem jest pogłębienie motywacji głównego bohatera. Tradycyjnie kończyło się na kilku dymkach. Taylor wychodzi poza schemat zaczynając komiks retrospekcją z dzieciństwa Ra’sa, kiedy środowisko uratowało go przed śmiercią. Prosty motyw zarysowujący osobistą więź pomiędzy człowiekiem, a naturą. Więź wystawioną na ciężką chwilę, ponieważ 10 stron dalej ginie ostatni z wilków, co wyciska łzy z Ra’sa. Tyle wystarczyło, żeby poczuć jak bardzo osobista jest to sprawa dla Demona i zrealizować tytułowy motyw. Jednak na tym nie koniec. Taylor przekazał więcej doświadczeń Ra’sa z toksycznym zachowaniem ludzi. Co kilka stron podsuwał sugestywne kadry.

Kolejną, najważniejszą różnicą jest przebieg Batmana z Ra’s Al Ghulem. Tradycyjnie klepią się, Batman wygrywa i wysyła przeciwnika do więzienia lub zamczyska. Tu tak nie było. Taylor przedstawił nam zaskakującą wariację na zasadzie „what if”, która pokazała czy kierunek bohatera jest właściwy i do czego może prowadzić. Dobrze wykorzystana szansa korzystająca z potencjału postaci i dająca nam coś, co nie przeszłoby przez kanon. Szkoda, że rozwiązanie nie zdominowało komiksu, ponieważ prostym sposobem dostalibyśmy bardziej innowacyjny komiks.

Rysunkowo nie mam nic do zarzucenia. Po raz kolejny można rozpływać się nad rysunkami Reisa. Piękne w każdym calu – od zachowania proporcji, dynamiki, po żywą kolorystykę.

One Bad Day. Ra’s Al Ghul” nie będzie moją ulubioną odsłoną cyklu. Nie będzie też w zestawieniu moich trzech ulubionych pozycji – te zajmują: Clayface, Pingwin i Catwoman. Jednak jest to komiks, który daję na czwarty miejscu cyklu. Dostarczył mi mnóstwo rozrywki, emocji, a pewna wariacja pozytywnie mnie zaskoczyła. Zabrakło mi większej zabawy tematem, który uczyniłby ten komiks wyjątkową przygodą. Takie wrażenie miałem czytając poprzednie odsłony, tu niekoniecznie.

Dziękuję sklepowi ATOM Comics za przekazanie komiksu recenzenckiego. Sklep nie miał wpływu na recenzję.