Liga Sprawiedliwości. Porządek Zjednoczonych
Dużym rozczarowaniem był dla mnie pierwszy tom „Liga Sprawiedliwości” Bendisa. Bez oczekiwań podchodziłem do kontynuacji. Prawdopodobnie uchroniło mnie to przed ponownym zawodem, a nawet pomogło mi dostrzec jakieś plusy.
„Liga Sprawiedliwości. Porządek Zjednoczonych” składa się z dwóch historii. Pierwsza z nich jest łudząco przypominająca fabułę poprzedniego tomu. Po raz kolejny pojawia się przybysz z kosmosu mający zamiar podbicia ziemi. To nie jest jego jedyny cel. Prócz tego chce porwać Supermana. O ile pierwsza sytuacja jest uargumentowana, tak druga nie.
Historia otwierająca komiks cierpi na wiele rzeczy. Pierwszą z nich jest kiepsko pobudowany złoczyńca. Gość jest ledwie wprowadzony i już przechodzi do bezpośredniej konfrontacji z Ligą. O złoczyńcy niczego nie dowiadujemy się, a jego motywacje są oklepane, nie mówiąc że naciągane, jeśli mam uwierzyć w nie np. brak sprecyzowania, dlaczego ziemia jest tą jedyną planetą, a nie miliony innych. Złoczyńca nie przejawia specjalnych zdolności, co negatywnie wpływa na jego sylwetkę. Należy zwrócić uwagę, że Liga ma trudności w pokonaniu go. Do tego stopnia, że z pomocą przybywają inni bohaterowie. Skala sytuacji podpowiada, że superbohaterowie walczą z niezłym ziółkiem. Tylko nie wiem z czego to wynika. Ani kosmita nie ma imponującej budowy ciała, ani nie pokazuje choć jednego ruchu dominującego wiarygodnie nad pozostałymi, po prostu wszystko odpiera i odrzuca jakby walczył ze stadem much.
Kolejnymi zarzutami wobec historii jest przewidywalność oraz prowadzenie postaci. Z racji tego, że historia mocno przypomina pierwszy tom, można przewidzieć jak się potoczy. Przewidywalność spowodowała, że nudziłem się, a ciągła bitka (nic innego tu nie ma) wynudziła mnie. Bendis po raz kolejny skupił się na akcji zamiast na postaciach, przez co brakuje relacji między bohaterami czy bliższego przedstawienia sylwetek np. najlepiej jest to widoczne przy Black Adamie, który jest zbyt wyluzowany wobec kanonicznego profilu. By tego było mało, Bendis dorzuca większą pulę postaci (część powraca, część jest zupełnie nowa). Nie mam zielonego pojęcia czemu służył ten zabieg, ponieważ obecność innych superbohaterów nic nie wnosi do głównej historii, a jeszcze szybciej z niej znikają i nie wracają (a ich pojawieniu się towarzyszy krzyczący Batman „mamy nowych członków Ligi Sprawiedliwości).
Zdecydowanie lepiej czytało mi się drugą historię. Bendis powraca do wątków z „Leviatan”, gdzie pojawił się Mark Shaw i grupa Checkmat. Brat Lois Lane bierze na celownik Green Arrowa i Black Canary. Ma specjalny cel w zbliżeniu się do organizacji opłacanej przez Olivera. Jest to pretekst uświadamiający Ligę, że obok pojawia się pewna grupa podszywańców mająca złe zamiary.
Historia bardziej podobała mi się, ponieważ scenarzysta skupił się na budowaniu historii, klimatu oraz tajemnicy zamiast po raz trzeci przesadzić z ilością akcji. Bohaterowie muszą powęszyć, zdobyć informacje i po tropach dojść do sedna sprawy. Po drodze jest kilka zwrotów akcji, które prowadzą do zaskakujących problemów np. zaginięcie ważnych rzeczy dla pewnych bohaterów. Przyjemnie patrzyło mi się na główkujących bohaterów, którzy wyjątkowo oddali pałeczkę postaciom dotąd nie wyróżniającym się z tłumu. Szkoda, że finał poszedł bardziej w akcję, ale nadal było to ciekawsze od pierwszej historii.
Podobały mi się rysunki stworzone przez Pugha. Ilustracje zrobione ze starannością, pilnuje proporcji, do tego szczegółowe szkice z żywą kolorystyką. Przeciwnie do pozostałych artystów odpowiadających za większą część komiksu. Oszczędnie podchodzili do rysunków, co odbijało się na proporcjach, detalach czy operowaniu światłocieniem. Nie podobało mi się to, ponieważ część postaci nawet nie przypominała siebie, a niektóre elementy były zwyczajnie wypełniane jednym kolorem, co wyglądało na tani efekt.
Uważam, że „Liga Sprawiedliwości” Bendisa nie jest komiksem skierowanym dla mnie. Jest to zbyt dużo elementów przeszkadzających mi, żebym mógł polubić te historie i czerpać z nich przyjemność. Jeżeli podobał Wam się pierwszy tom, to zdecydowanie powinniście sięgnąć po drugi, ponieważ są one na podobnym poziomie wykonania – nawet ciut lepszym dla drugiego tomu, ale tylko „ciut”.
Dziękuję sklepowi TaniaKsiazka.pl za przekazanie komiksu do recenzji. Sklep nie miał wpływu na moją recenzję i opinię.