Catwoman. Samotne miasto

„Black Label” jest zdominowany historiami o Batmanie. Sporadycznie ukażą się historie poświęcone innym postaciom ze świata DC. Komiksy jak „Catwoman. Samotne miasto” udowadniają, że twórcy powinni częściej sięgać po innych bohaterów.

Catwoman trafiła w „Samotne miasto” do więzienia. Wychodzi z niego po 10 latach. Miasto zmieniło się przez ten czas. Podobnie jak główna bohaterka – za nią lata świetności. Nie bacząc na to postanawia wykonać kolejny, ostatni skok w swoim życiu.

Bardzo podoba mi się w komiksie wizja Gotham. Miasto uległo ciekawym zmianom, które mają sens w ciągłości świata DC. Wprowadzone modyfikacje przypominają wizję Murphy’ego w cyklu „Biały Rycerz”, ale tutaj wypadły znacznie lepiej. Cliff Hang zachował umiar, nie przekroczył pewnych granic, co dało przyziemniejszą wizję pasującą do Gotham.

Upływ czasu odcisnął się na bohaterach komiksu m.in. Two Face wyleczył swoją chorobę i zajął stanowisko burmistrza, Barbara Gordon postanowiła walczyć z Dentem o posadę, natomiast Pingwin zaczął budować imperium legalnymi metodami. Obrane kierunki pasują do tego, co bohaterowie reprezentowali sobą przez lata. Są to rozwojowe ścieżki.

Scenarzysta podszedł konsekwentnie do wizji dbając o detale. Najlepiej ukazuje to Catwoman, która co chwile przypomina nam o swoich ograniczeniach spowodowanych wiekiem np. rozwalający się stary kostium, potyka się na dachu lub kłopoty z kolanami podczas lądowania – wszystkie te elementy nadają historii przyziemności, realizmu, których pożądam w interpretacji około Batmańskich. Tymi elementami widzę, że rzeczywiście spoglądamy w przyszłość.

Historia rozwija się odpowiednim tempem i właściwie wykorzystuje popularne schematy z filmów akcji o podobnej tematyce. Scenarzysta poświęca konkretny czas, żeby przedstawić zmiany w Gotham i Catwoman, następnie krok po kroku realizuje plan finalizując go spektakularną akcją. Postacie postępują według konkretnego planu, który nie jest ujawniony na samym początku np. Selina rekrutuje kolejnych członków do drużyny, a w razie komplikacji ma plan B. Postacie podejmują racjonalne decyzje i zgodne z ich charakterami, co tylko utwierdza mnie, że autor nie pisze po omacku tylko zna ten świat oraz postacie np. Selina przydzielająca członkom drużyny konkretne zadania dostosowane pod ich zdolności.

Podobało mi się, że poświęcono tu mnóstwo czasu na budowanie relacji między bohaterami. Catwoman zaprzyjaźnia się z Killer Crociem, co jest wręcz urocze – wzajemnie motywują się podczas treningów, wspólnie oglądają seriale zajadając się chipsami. Powroty znanych złoczyńców prowadzą do głębokich rozmów dopełniających wizję świata ważnymi informacjami np. stopniowe ujawnianie incydentu z Batmanem. Nie brakuje miejsca na humorystyczne wstawki czy subtelne romanse, o których bym nie pomyślał w kanonie, a w tym esleworldzie mają swój sens i właściwą podbudowę.

Jedyne zastrzeżenia mam do wątku politycznego. O stołek burmistrza ubiega się Barbara Gordon oraz Two Face. O ile w przypadku Denta dostrzegam ideę, rozumiem motywacje, widzę konkretny plan, tak w przypadku Barbary zupełnie nic nie wiem. Działania Barbary polegają na ciągłym podważaniu autentyczności Two Face’a. Barbara nawet nie składa obietnic w kampanii. Fatalnie rzutuje to na nią jako kandydatkę. Jest to szczególnie odczuwane, kiedy dochodzi do politycznych interakcji i muszę zawiesić wiarę, że Barbara jest „lepsza” np. Barbara wymijająco odpowiada na ważne pytanie podczas debaty politycznej, następnie przechodzimy do zupełnie innego wątku i dopiero po chwili dowiadujemy się, że debata dobiegła końca i jej zwycięzcą jest Barbara – co, jak i dlaczego? Nie zadbał o to scenarzysta.

Catwoman. Samotne miasto” jest piękną wizją jednego człowieka. Twórca z pasją podszedł do tematu tworząc pełnowartościową historię, przy której fajnie spędziłem czas. Szczególnie usatysfakcjonowani będą najwięksi fani Kotki, dzięki licznym easter eggom odnoszącym się do bogatej przeszłości Catwoman. Jakich? Nie zdradzę, musicie sami je wyłapać!

Dziękuję wydawnictwu Egmont za przekazanie komiksu do recenzji. Wydawnictwo nie miało wpływu na recenzję i moje wrażenia.