„Shazam” (2019)

W miniony piatek premierę miała kolejna produkcja filmowa z pod szyldu DC – Shazam. Koniecznie zobaczcie, co na jej temat mają do powiedzenia nasi redaktorzy.

Opinia Sebastiana (Ksocial)

„Shazam” zdecydowanie dołącza do krótkiej listy filmów DC, które zdecydowanie się udały, a pierwsze opinie widzów to weryfikują. Producent zapewnił widzom całkiem wierne odwzorowanie historii komiksowej zaprezentowanej w miniserii „Shazam” z New52 (oczywiście nie zabrakło pewnych modyfikacji, ale poprawiły one pewne elementy, które nie do końca były okej w komiksowej historii).

Mimo iż fabuła była przewidywalna (brak jakiegokolwiek zaskoczenia) to była ona spójna i irygująca. Na ekranie nie brakowało ciągłej akcji. Ani przez moment nie czułem sie znużony. Pewne zastrzeżenia mozna mieć wobec ostatecznego starcia, przy którym odczuwało się dłużący moment.

Obsada nie zawodzi. Aktorsko mamy tutaj strzał w 10-siątkę. Aktorzy tytułowego bohatera świetnie oddają charakter danej postaci. To samo można powiedzieć o najbliższych Billy’ego. Problemem jest tylko odpowiednie rozłożenie czasu na członków Shazam. Celem filmu było opowiedzenie akcji Billy’ego, ale wypchnięcie na przód Freddy’ego spowodowało, że dalsza część rodziny (głównie bracia) wypadają nijako i na sam koniec ciężko ich ocenić. Wspominając o aktorach, nie można zapomnieć o Marku Strong, który stworzył perfekcyjny profil Sivany. Dzięki niemu doktorek nabrał charakteru i przekonało mnie, że postawienie w filmie na Sivanę zamiast Black Adama było strzałę w dziesiątkę.

Film został przeładowany humorem po brzegi. Niestety nie zaliczam tego na plus filmu. Owszem, nie brakowało mnóstwa scen, które rozbawiły mnie (niestety znaczna część została zaprezentowana na zwiastunach), ale było ich zdecydowanie za dużo. Momentami komediowe sceny byly wciskane na siłe, innymi razy psuły one powagę scen. Zdaję sobie sprawę, że producenci chcieli humorem podkreślić wiek aktorów, ale niestety nie zostało to odpowiednio wyważone, a przesyt zaskodził produkcji.

Warto krótko wspomnieć o wielu odwołaniach do uniwersum filmowego DC. Niestety nie uświadczyliśmy jawnego odwołania do konkretnych aktorów, ale w filmie pojawiło się kilka przesłanek sugerujących, że film jest osadzony w tzw. DCEU. Dla mnie bomba.

Efekty i kostiumy stoją na wysokim poziomie. Nie jestem w stanie wskazać ani jednego błędu CGI, które świadczyłoby o poskąpieniu kasy. Podobnie z kostiumami jak i wizerunkami potwornych stworzeń wygenerowanych w całości za pomocą CGI. Wszystko zostało dopracowane w dbaniu o detale. Niestety kosztem ścieżki dźwiękowej. Po zwiastunach liczyłem na dobry soundtrack, który zapadnie mi w głowie. Tak nie było. Po seansie jestem w stanie wskazać wyłącznie dwa utwory, które zapadły mi w pamięć. Muzyka zanikała w tle lub wcale jej nie było. Mocno na minus.

„Shazam” jest zdecydowanie dobrze zrobioną produkcją, przy której świetnie się bawiłem i mogę polecić z czystym sumieniem. Niestety film nie porwał mnie na tyle jak oczekiwałem, żeby nazywać go najlepszą produkcją dotychczas. Na pierwszy miejscu nadal zostaje „Aquaman”. „Shazam” kwalifikowałbym na drugim miejscu. DC zdecydowanie odrobiło prace domowe i postawiło ogromny krok na przód (jak na nich) jeśli chodzi o robienie filmów. Mam nadzieję, że przyszłe produkcje przynajmniej utrzymają ten poziom. „Shazam” oceniam na mocne 7.

Opinia Szymona

„Shazam!” nie jest wolny od wad, ale w moim odczuciu to bardzo porządna produkcja z zadatkami na kultowy film familijno-przygodowy. Wskazuje na to ogólny ton historii, ale także poszczególne elementy efektu finalnego.

Historię Billy’ego Batsona, sieroty z Filadelfii śledzi się bardzo dobrze, a sam główny bohater daje się lubić. Osobiste przejścia chłopca pozwalają nawiązać nam z nim więź. Po paru scenach naprawdę chciałem dla Billa jak najlepiej, żeby został u Vasquezów i miał szczęśliwe dzieciństwo. Bije stąd prawdziwe ciepło, ale i pewna powaga, w końcu temat adopcji jest dość trudny, ale ważny i wart poruszania. Z kolei ponadnaturalna warstwa fabuły jest nie tyle superbohaterska, co baśniowa, a wręcz mityczna. Wynika to z charakteru Kapitana Marvela, ale powoduje, że na tle innych filmów, „Shazam!” wypada naprawdę unikalnie i ciekawie. Zamiast kosmitów czy zaawansowanej technologii mamy potwory i magię, co tworzy charakter tego uniwersum. Do tego cały czas czułem się, jakbym oglądał produkcję z lat 80., która mimo strasznych momentów, jest kierowana do młodszego widza. I o tym trzeba powiedzieć: przygody Shazama momentami mogą wydać się straszne jak na przykład „Pogromcy duchów”. Potwory będące Grzechami wyglądają niesamowicie, niemal jak Zuul ze wspomnianych „Pogromców…”. Są nawet dość straszne i niepokojące sceny żywcem wyjęte z „Gremlinów” i serii z Indianą Jonesem. Spora w tym zasługa reżysera Davida Sandberga i producenta Waltera Hamady, którzy zjedli zęby na horrorach.

Ogromny udział w dobrym odbiorze „Shazama!” mają aktorzy kreujący swoich bohaterów w wiarygodny sposób. Trzeba tu pochwalić Ashera Angela i Zachary’ego Levi wcielających się w Billy’ego i jego superbohaterskie alter ego. Obaj aktorzy grają tak naprawdę jedną postać, kreują ją wspólnie, co jest bardzo trudnym zadaniem, ale jak udowadnia ten duet, wykonalnym. Ich heros to cwaniak próbujący ukryć, że zależy mu na bliskich, ale potrafi on za nich walczyć. Jack Dylan Grazer jako Freddy ma najwięcej czasu ekranowego z całego przybranego rodzeństwa głównego bohatera i wykorzystuje to, aby dosłownie ukraść film. Jest dowcipny i rezolutny, przez co nie da się go nie lubić. Oprócz tego w pamięć zapada mała Darla, która jest naprawdę zabawną postacią. Szkoda, że pozostali Vasquezowie nie mają tyle czasu, by rozwinąć skrzydła. Zasygnalizowano nam pewne wątki, ale film nie poświęca na nie dość czasu. Wynika to z budowy samego filmu, który jest klasyczną origin story i zamiast na postaciach, musi skupić się na świecie przedstawionym i jego zasadach funkcjonowania. Sądzę, że film przez to traci, ponieważ przybranym braciom Billy’ego Eugene’owi i Pedro nie poświęcono tyle czasu, co innym postaciom.

Przejdźmy do wad tego widowiska. Tak jak Grzechy Główne są całkiem niepokojące, tak doktor Sivana ma raczej mało charakteru. Jego działania są w pewien sposób wyjaśnione, ale jako czarny charakter nie fascynuje tak jak ikoniczne łotry w innych filmach. Postać Marka Stronga przypomina tu złoczyńców z filmów Marvela. Jest po prostu jednowymiarowy, choć gra go świetny aktor. Oprócz tego nie pamiętam żadnego utworu z soundtracku „Shazama!”. W filmie użyto piosenek, które prywatnie lubię, ale jeśli chodzi o motyw przewodni filmu, utwory dedykowane poszczególnym postaciom, to nie potrafię niczego zanucić. Szkoda, bo film ma zadatki na ponadczasowe dzieło, a charakterystyczny motyw przewodni tylko utrwaliłby status „Shazama!” w popkulturze.

Kilka słów o humorze. Jest bardzo nierówny. Nie będę krytykował tempa i wyczucia, bo film wie kiedy żartować, a kiedy zachować powagę. Problem w tym, że część żartów to dowcipy roku, a część jest raczej nieśmieszna. Szkoda, że tak wyszło, zwłaszcza, że w kampanii reklamowej mocno eksponowano właśnie humorystyczny charakter „Shazama!”.

Na koniec pytanie, które pewnie zostanie zadane: jak „Shazam!” wypada w porównaniu do „Aquamana”? Nie bardzo wiem jak odpowiedzieć na to pytanie. Po pierwsze, dlatego, że oba filmy są bardzo udane i po seansie zostawiły mnie z bardzo dobrym wrażeniem. Po drugie, to dwa różne typy filmów. Historia Arthura Curry’ego jest znacznie bardziej widowiskowa, nastawiona na akcję i epickie sceny. Przygody Billy’ego Batsona mają mniejszą skalę, ale kładą nacisk na familijny aspekt całości. Pewnie będę miał problem z jednoznacznym wskazaniem lepszego filmu, ale to dobrze świadczy o kursie, jaki obrało filmowe uniwersum DC. „Shazam!” to kolejny dobry film, do którego na pewno będę wracał, i który mogę polecić.

Zwiastun produkcji: