Action Comics #1000

Superman w zeszłym roku skończył 80 lat, a magazyn „Action Comics” przekroczył magiczną liczbę tysiąca opublikowanych zeszytów. Wydany z tej okazji jubileuszowy zbiór historii od najważniejszych autorów DC ukazał się nad Wisłą dopiero teraz. Tak działa umowa Egmontu z DC, ale nadal jest to świetna okazja do świętowania urodzin jednego z najpopularniejszych bohaterów komiksów i do pewnej refleksji nad tym, kim właściwie jest Clark Kent.

„Action Comics” #1000 od Egmontu zawiera jedenaście krótkich opowiadań od takich twórców jak Tom King, Dan Jurgens, Paul Dini, Scott Snyder, Marv Wolfman czy Patrick Gleason. Wydano tu nawet zaginioną historyjkę autorstwa Kurta Swana, którą artysta związany z Supermanem przez niemal całą karierę stworzył pod koniec życia i czekała ona na publikację około 20 lat. Jest to na prawdę imponująca grupa, choć jakość historii w tomie jest raczej nierówna.

Zauważyłem w czasie czytania, że pierwsze pięć komiksów jest naprawdę genialne. To pełne miłości do Clarka Kenta fabuły starające się uwypuklić podstawową cechę tej postaci. Superman to kosmita dysponujący niewyobrażalną mocą, ale zamiast być panem świata, na który trafił, stara się upodobnić do ludzi. Żyć tak jak oni; chce być jednym z nas. Wynika to ze sposobu w jaki wychowali go Mama i Papa Kentowie, para prostych farmerów wierzących w dobro i w to, że bliźnim trzeba pomagać, bo tak trzeba. Dlatego też Kal-El nam pomaga, pochyla się nad drobnostkami, zawsze pełen podziwu dla mieszkańców Metropolis i ich uporu, siły woli, oraz (często głęboko ukrytej) chęci czynienia dobra. Z tego Superman czerpie motywację do działania, a koniec końców zawsze robi to, co słuszne.

O tym właśnie są „Od miasta, które ma wszystko”, „Niekończąca się walka” (Tomasi i Gleason), „Wewnętrzny wróg” (Wolfman i Swan), „Wóz” i „Piąta pora roku” (Snyder i Albuquerque), które zdecydowanie są moimi ulubionymi historyjkami. W pierwszej Dan Jurgens przedstawia święto zorganizowane przez mieszkańców Metropolis. Ludzie chcą podziękować Człowiekowi ze Stali za inspirację do działania i za wszystko, co dla nich zrobił. Ostatnio Jurgens zaserwował nam w ramach „DC Odrodzenia” słaby tom, ale tutaj okazało się, że nadal rozumie o co chodzi w Supermanie. Nie jest to tylko laurka, ale pełna ciepła pochwała humanizmu i wszystkiego co dobre w ludziach. Oprócz tego, szerzej chciałbym opowiedzieć o „Wozie” Geoffa Johnsa i Richarda Donnera. Donner to oczywiście reżyser stojący za doskonałym „Supermanem” z 1978 roku, a tak zwany „Donner’s Cut” „Supermana II” mimo pewnej powtarzalności względem pierwszego filmu, perfekcyjnie ukazuje mit Człowieka ze Stali i na prawdę chwyta za serce. Wraz z Geoffem Johnsem postanowił on zaprezentować nam historię rozbitego samochodu z „Action Comics” #1 i jego kierowcy. Superman rozmawia z bandytą i stara się go zrozumieć, oraz nawrócić do dobrą drogę. To kolejna supermoc Clarka; wszędzie potrafi on dostrzec dobro i umie je wydobyć z nawet najbardziej zatwardziałego łotra. Do tego kreska Olivera Coipela idealnie ukazuje klimat końca lat 30. XX wieku. Jest surowa, bohaterowie wyglądają jak postaci z westernów, zaciskają zęby i mrużą oczy. Do tego całość pokolorowano stonowanymi, wręcz płowiejącymi barwami. Na pochwałę zasługuje także „Szybszy niż pędzący pocisk”, w której Superman leci na pomoc zakładniczce, która dosłownie ma lufę pistoletu przy skroni. Clark mówi sobie „Nie zdążę!”, ale za każdym razem gdy powtarza te słowa, podwaja swoje wysiłki, wierzy, że warto próbować. Jest to bardzo inspirujący obraz człowieka, który ma swoje mocne przekonania i nie zamierza ich odrzucić nawet w chwili próby i zwątpienia, a obraz walczącej o życie kobiety tylko dodaje mu sił.

Szkoda tylko reszty opowiadań, bo nie zawsze są złe. Po prostu nie są tak wybitne jak te wyżej wspomniane. „Actionland!” Paula Dini’ego to po prostu lekka opowiastka o Mr. Mxyzptlku. „Jutro” Toma Kinga jako jedyne skupia się na ziemskich rodzicach Kal-Ela, ale robi to w dość ponury sposób, bo przedstawia Clarka przy mogile Kentów w momencie, gdy umierające Słońce pochłania Ziemię. Jest to poruszający obraz, ale w moim odczuciu Superman lepiej działa, gdy uderza się w jego historiach w bardziej pozytywne i pogodne tony. Do „Gry” Paula Levitza i Neala Adamsa mam tylko jedno zastrzeżenie: styl Adamsa przez lata zmienił się i rysowane przez niego postacie nie wyglądają najlepiej. Poza tym fabuła o pojedynku szachowym między Supermanem a Luthorem jest lekka i sympatyczna; bardzo „zwyczajna”, idealnie dopełniająca cały tom.

Warto poświęcić osobny akapit pracy Briana Michaela Bendisa i Jima Lee. „Prawda” jest po prostu teaserem runu Bendisa, który wkrótce ukaże się po polsku, ale już zdążył spolaryzować czytelników śledzących premiery zza oceanu. Nie jest to w żadnym stopniu laurka, ani zamknięta opowieść. To po prostu wycinek z przygotowywanej przez Bendisa historii o Rogolu Zaarze, który poluje na Kryptonijczyków i jak twierdzi, zniszczył planetę Krypton. W dodatku jest to sama walka, więc próbka ta nie mówi nic o tym jak Bendis widzi poszczególne postacie i jak zmienia relacje między nimi. Może to mocno rozczarować osoby, które chcą wiedzieć, czego się spodziewać po zakończeniu serii o Supermanie z „DC Rebirth”. Sam pomysł na Rogola jest co najmniej niedorzeczny, ale to nadal niewiele mówi. Nie rzucając spoilerów powiem tylko, że Bendis pracujący nad Supermanem w moim odczuciu rozczarowuje i patrzę na „Prawdę” przez pryzmat obecnie pisanych przez niego przygód Clarka.

Okładki, okładki, okładki! „Action Comics” #1000 ukazał się rok temu w szeregu wariantów nawiązujących do poszczególnych epok w historii Człowieka ze Stali. Polski rynek nie jest tak duży jak amerykański, toteż Egmont wydał swój tom jedynie z podstawową grafiką Jima Lee, która jest, co tu dużo mówić, nudna. Wydawca zamieścił na końcu tomu galerię, w której każda z grafik jest o niebo lepsza od tego, co narysował Lee. Wydaje mi się, że nawet poprzednie tomy „Action Comics” miały lepsze okładki. Długo by wymieniać moje ulubione grafiki, ale z pewnością najlepsze z nich to warianty nawiązujące do lat 30. i 40. XX wieku odpowiednio od Steve’a Rude’a i Michaela Cho. Po za tym to znów zbiór wielkich nazwisk z branży: jest Tony S. Daniel, Doug Mahnke, naturalnie Jim Lee, a nawet pamiętający lata 60. Jim Steranko.

„Action Comics” #1000 ma swoje wady i masę zalet, ale ostatecznie trzeba powiedzieć, że to bardzo dobry komiks. Nie każda opowieść w nim zawarta skradnie wasze serca, ale gdy już traficie na coś naprawdę dobrego, będziecie zauroczeni. Ten tom to przede wszystkim pokazanie czym przez 80 lat stał się Superman. To nie tylko komiksowy obrońca prawdy, sprawiedliwości i amerykańskiego stylu życia (cokolwiek mamy przez to rozumieć), ale symbol wszystkiego co dobre w ludziach. Superman to współczucie, podawanie pomocnej dłoni słabszym, wychodzenie przed szereg w słusznej sprawie, gdy wszyscy inni stoją w miejscu i przede wszystkim poszukiwanie tych cech w sobie i innych. „Action Comics” #1000 to według mnie zachęta do patrzenia na ludzi w dużo bardziej przychylny sposób, oraz inspiracja i celebracja dobra. Komiks superbohaterski moim zdaniem nie może zrobić nic lepszego.

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego.
Komiks do nabycia w internetowym sklepie Egmontu.