Batman kontra Deathstroke

W Polsce postać Deathstroke’a zazwyczaj nie jest wiązana z Batmanem. Slade Wilson w oczach naszych rodaków stawiany jest zazwyczaj bliżej drużyny Teen Titans (dzięki serialowi animowanemu „Młodzi Tytani”) lub Green Arrowa (a to z kolei zasługa serialu Arrow w którym Wilson był jedną z głównych postaci kształtujących Olivera Queena). Dopiero gry z serii Batman: Arkham” rozwinęły element rywalizacji Deathstroke’a z Mrocznym Rycerzem. Prawda jest jednak taka, że w odróżnieniu od Jokera, Lexa Luthora, Cheetah, czy Black Manty, Deathstroke jest kimś kogo nazwał bym „globalnym” antagonistą w uniwersum DC, jednak nie w takim sensie, że jego obecność wymaga wezwania Ligi, ale w takim, iż nie ogranicza się do jednego herosa do uprzykrzania mu życia. Tym razem, padło na Batmana.

Historia zaczyna się bardzo standardowo. Batman pojawia się w banku, który właśnie został obrabowany, by znaleźć wskazówki dotyczące sprawy. Niespodziewanie komisarz Gordon oznajmia Nietoperzowi, że na miejscu odnaleźli kopertę zaadresowaną właśnie do niego. Jak się okazuje w kopercie znajdują się wyniki badanie ustalającego ojcostwo Damiana Wayne’a, Robina i syna Bruce’a i Talii al Ghul, córki Ra’s al Ghula. Wynik nie wskazuje jednak na Batmana, a… Slade’a Wilsona – Deathstroke’a. Po poznaniu Damiana Bruce oczywiście przeprowadził na nim test na ojcostwo (co jednak nigdy nie zostało przedstawione czytelnikom), więc od razu dedukuje, iż koperta ta jest zagadką, do której szyfr musi odnaleźć sam. Po konfrontacji Slade stwierdza, że nie może być ojcem Damiana. Batman odgraża się jednak, że dopóki nie zmusi Deathstroke’a do współpracy i nie wyjaśni sprawy, będzie torpedował każdą z akcji Wilsona. Tymczasem za plecami obu panów sojusz zawarła dwójka ich bardzo bliskich sojuszników.

„Batman kontra Deathstroke” to dość trudny tytuł, jeśli nie miało się do tej pory styczności z Terminatorem (tak, tak również zwany jest Deathstroke). Nie dość, że w naszym kraju nie ukazał się do tej pory żaden komiks, który ukazywał Willsona w jakimś większym stopniu niż sceny grupowe, to tom ten nie jest samodzielną historią. Należy do wydawanej w USA serii „Deathstroke”, która należy do obecnej także u nas inicjatywie Odrodzenie DC Comics, i składa się z numerów #30-35. Do tej pory w serii wydarzyło się 5 fabularnych wątków, oraz jeden większy komiksowy event. Jeżeli nie wiecie kim jest Adeline Kane, Jericho, Wintergreen czy czym jest Defiance, możecie mieć problemy w zrozumieniu całości historii, gdyż te postacie był nam doskonale przybliżone w serii „Deathstoke” przed akcją „Batman kontra Deathstroke”. Trochę nie rozumiem decyzji publikacji tej serii tak na prawdę w jej połowie, ale mam wrażenie, że „Batman” w tytule był tutaj czynnikiem kluczowym.

Przyznam że gdy była publikowana to starałem się śledzić serię poświęconą Deathstroke’owi. Nie uważam jej za najlepszą serię inicjatywy Rebirth, jednak była zdecydowanie ponadprzeciętna, głównie za sprawą ciekawej i oryginalnej obsady, gdzie długo tak na prawdę nikogo nie dało się jednoznacznie przyporządkować do „tych dobrych” lub „tych złych”. W moim odczuciu Christopher Priest dużo lepiej czuje się w pisaniu postaci, niż historii. To zdanie mogłoby stanowić esencję tej recenzji, gdyż myślę, że „Batman kontra Deathstroke” stanowi świetne podsumowanie tej tezy.

Kiedy przychodzi do dialogów i przedstawiania nam postaci to komiks wypada na prawdę nieźle. Trzeba jednak wciąż pod uwagę to że poznajemy te postacie w środku ich podróży. Deathstroke stanowi ciekawą przeciwwagę dla Batmana i czytając ten komiks można zrozumieć jak wiele ich łączy, przy jednoczesnym zdaniu sobie sprawy z przepaści rzeczy które totalnie ich dzielą. Synowie obu panów również mają tutaj swoje istotne rolę i ani razu nie mamy wrażenia iż zostali wtłoczeni do tej historii niepotrzebnie, podobnie jak Alfred oraz Wintergreen. Jedynym słabszym ogniwem byłaby tutaj Adeline, o której tak na prawdę do samego końca wiemy niewiele. Zupełnie co innego można powiedzieć o historii. Momentami staje się ona zupełnie niejasna, część wątków służy niestety głównie po to by przeprowadzić postacie z punktu A do punktu B. Część historii jest nawet zupełnie nieciekawa do tego stopnia, iż musiałem wertować kilka poprzednich stron by przypomnieć sobie co robili nasi bohaterowie. Choć okładka zapowiada mordobicie, to pierwsza część historii zapewnia samo nadciągających problemach natury kryminalnej czy szerzej śledczej.

Jeśli chodzi o kwestie artystyczne, to Ed Benes, Carlo Pagulayan i Roberto Viacava odwalili kawał solidnej roboty, gdyż rysunki stoją na wysokim poziomie. Co prawda nie ma na nich żadnego rodzaju stylizacji artystycznej, jednak poziom ich szczegółowości czy wykorzystywanie światła i cienia tworzą z to ich autorów rzemieślników. Najwyżej klasy.

Dla kogo jest zatem ten komiks? Przede wszystkim dla tych którzy już znają Slade’a Wilsona i jego rodzinę bo tom nie traci czasu na przedstawianie otoczenia Deathstroke’a. Nie zawiodą się ci którzy szukają fajnie napisanych postaci że sprzecznymi sobie charakterami. Szczęśliwi będą te ci którzy lubią ładnie z technicznego punktu widzenia rysunki. Po „Batman kontra Deathstroke” nie powinni jednak sięgać ci którzy nie znają jeszcze rodzinki Wilsonów a także ci dla których fabuła jest głównym elementem komiksowych historii. Osobiście dość ostrożnie polecam, jednak druga połow tomu jest lepsza niż jej pierwsza połowa.

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego. Komiks możecie nabyć w internetowym sklepie Egmontu.