Powrót Mrocznego Rycerza. Złote dziecko
„Powrót Mrocznego Rycerza” zapisał się w historii jako klasyk z Batmanem, który wypada znać. Historia doczekała się kilku kontynuacji (4? 5? nie pamiętam). Niestety im dalej w las, tym coraz gorzej. Czuć, że Frank Miller nie jako na siłę kontynuuje swoje dzieło i nie koniecznie ma przemyślany plan. W grudniu do polskiej sprzedaży trafiła kolejna kontynuacja „Złote dziecko”. Krótka przeprawa bowiem tylko 80 stron.
„Złote dziecko” nie jest historią z Batmanem na pierwszym planie. Wayne nie pojawia się ani przez chwilę. Głównymi bohaterami jest trójka postaci z nowego pokolenia: Carrie Keelley działająca jako Batwoman, Lara czyli córunia Supermana i jego syn, Jonathan Kent. Dzieciaki w twardy sposób wyznaczają sprawiedliwość, a autor co chwilę podkreśla jaka to dopakowana jest spuścizna Supermana. Trójka „superbohaterów” staje do walki z Jokerem i Darkseidem, którzy chcą podbić świat od strony politycznej. Coooooo?
Ryzykowanym zestawieniem był sojusz Jokera i Darkseida. Niestety nie krył się za tym przemyślany plan. Duet działa w dość pokraczny sposób i kompletnie brak tu zachowania ich pierwotnych charakterów. Joker działa jak błazen i co gorsza, lekkomyślnie. Gorzej jeżeli skupimy się na Darkseidzie. Władca Apokolips przypomina Tytana kierującego się emocjami bez większego planu strategicznego. Niejednokrotnie odniosłem wrażenie, że jego obecność została sprowadzona do być kukłą dla Lary i Jonathana, którzy mogli obijać mu mordę, żeby pokazać jacy wykokszeni to oni nie są. Miller od pierwszych stron chciał podkreślić słowami, że bohaterowie są za mocni i traktują społeczeństwo odgórnie. Darkseid nadał się jako ofiara do przyjęcia miliona przepotężnych ciosów. Niestety za finałową walką nie kryło się ani nic ambitnego, ani strategicznego, ani nawet spektakularnego. Ot pokazywanie, która ze stron potrafi mocniej przywalić w nos. Momentami odniosłem wrażenie, że czytam odpowiednik Dragon Ball. Niestety kiepski odpowiednik.
Motyw polityczny był ciekawą koncepcją, która fajnie pokierowana byłaby czymś świeżym. Potencjał wątku został zmarnowany po całości. Można odnieść wrażenie, że polityczne tło zostało potraktowane przez Millera jako zobrazowanie osobistego podejścia do realnego tematu władzy w USA. Po komiksie przelewa się wizerunek Trumpa z podkreśleniem konkretnych, nieprzychylnych, haseł w jego stronę.
Rafael Grampa zastąpił Andy Kuberta przy pracach nad graficzną stroną. Widać poprawę w kresce, co zaowocowało kilkoma fajnymi koncepcjami np. szkice Jonathana były przekonujące jako kilkuletni kozak zdolny spraw dupę Darkseida. Choć kreska jest lepsza niż Kuberta to dalej mamy do czynienia z artystą nieradzącym sobie z kształtami postaci czy mimikami. Postacie są klocowate z kiepską mimiką. Nie jest to styl przekonujący mnie.
„Złote dziecko” jest fatalną kontynuacją świetnego „Powrót Mrocznego Rycerza”. Nie ma tu kompletnie nic, za co polubiłbym komiks choć w najmniejszym stopniu. Na szczęście jest to króciutki komiks, którego cena nie jest wygórowana. Pozycja broni się jakością wydania: twarda oprawa, dobra jakość papieru z wyraźnymi rysunkami, całkiem fajna zawartość dodatkowa zawierająca okładki + szkice autora z kilkoma dodatkowymi słowami.