Batman. Zabobonna zgraja. Tom 4
Powoli zbliżamy się do końca. Tak jakby. W sprzedaży ukazał się czwarty tom „Batman” Jamesa Tyniona IV, który jest przedostatnim przystankiem przygód tworzonych przez tego autora. Dotychczasowe albumy podobały mi się. Czwarty jest wyjątkowy z pewnego powodu – i nie mam tu na myśli grubości, bo po tym kątem nie ma czym się chwalić.
Między trzecim i czwartym albumem mamy „Death Metal” z następstwami, które wpłynęły na świat Batmana. Barbara Gordon przekazała tytuł Batgirl Stephanie i Cassandrze, samej wracając za klawiaturę jako Oracle. Natomiast w Gotham… Joker zaatakował pacjentów w Arkam Asylum, co wywołał falę nastrojów w mieście Batmana. Nakano, nowy burmistrz, szuka recepty na wieczne problemy i tu z pomysłem wychodzi pan Saint ze swoim projektem Peacekeparów. Czy uda mu się przepchnąć projekt, dzięki któremu stworzy pięć jednostek zdolnych do walki jak równy z równym przeciwko Bane’owi, Jokerowi itp? Pomocy udzieli mu Strach na Wróble w nowej, przerażającej odsłonie oraz pewna grupa cyberpunkowych Robin Hoodów.
Jestem szoku ile wątków, treści, udało się upchnąć Tynionowi IV w dość krótkim komiksie (około 150-160 stron). Fabuła jednak jest ciekawa i w trakcie czytanie nie odczułem, aby cokolwiek pędziło na złamanie karku. Historia rozwija się odpowiednim tempem, a autorowi udaje się sprawnie dostarczać wszystkie informacje, co jest miłą odmianą w porównaniu z „Batman. Stan Przyszłości” – porównanie, ponieważ Tynion IV inspirował się tamtym tworem wyciągając z niego kilka wątków, które następnie odpowiednio wymodelował po swoją wizję. Całość wypadała przekonująco i troszkę przewidywalnie. Wstępy każdego zeszytu były zbyt mocną sugestią do tożsamości głównego złego. Czy było to błędem? Hm, niekoniecznie. Zwłaszcza, że komiks jest raptem wstępem do kolejnego albumu w formie wydarzenia „Fear State” rozlewającego się na inne „bat” serie – a samo to niestety rzutowało na cliffhanger, który potrafi rozczarować.
Zagrożeń trochę nawarstwiło się. Czy Batman musiał mierzyć się z nimi samotnie? Oczywiście, że nie. W walce towarzyszyła mu Oracle (brakowało mi Baśki twardo trzymającej wszystkich za klawiatury) czy Ghost-Makera. Relacja Panów jest fajnie napisana, czuć z niej prawdziwą męską przyjaźń, mimo odmienności charakterów. Zaskoczył mnie trzeci sojusznik. Była nią Harley Quinn, którą zaopiekował się Ghost-Maker. Nietypowy duet, wbrew pozorom bardzo podobny do siebie, co przełożyło się na chemię między nimi (nie w sensie romantycznym).
Całość zilustrowana jest przez utalentowanego Jimeneza. Oszałamiające się jego prace, które nie mają praktycznie wad. Efekciarska nowoczesna kreska ładnie prezentująca się w spokojnych scenach, a zapierająca dech w piersiach przy scenach typowo akcji. Jedynie, co nie podobało mi się, to celowe rozmywanie rysunków przy scenach akcji, odbić lustrzanych. Autor tak sporadycznie stosował ten zabieg, że momentami zastanawiałem się ile w tym celowości, a ile błędu drukarskiego. Stawiam, że w każdym przypadku „winnym” był rysownik.
Podobała mi się „Zabobonna zgraja„. Krótka, aczkolwiek dobrze napisana historia, która wciągnęła mnie od pierwszych stron. Szkoda, że krótka, ale długość nie rozczaruje, jeśli podejdziecie do niej na zasadzie „to wstęp do większej imprezy”.
Komiks recenzencki otrzymałem od wydawnictwa Egmont za co bardzo dziękuję. Wydawnictwo nie miało wpływu na recenzję.