Flashpoint: Punkt krytyczny

Podróże w czasie i manipulacje rzeczywistością to wątek dość szeroko omówiony w komiksie superbohaterskim i literaturze SF. Pierwsze z brzegu dwie pozycje, wydane całkiem niedawno w Polsce, to legendarny Kryzys na Nieskończonych Ziemiach i dynamiczny Superman/Batman: Wrogowie publiczni”. Każdy kto jednak zna „Wehikuł czasu” Wellsa lub widział filmy z przenoszącym się w czasie DeLorean’ em wie, że takie zabawy mogą zrobić kuku nawet komuś noszącemu pelerynę. Katastrofa jest wtedy wręcz wprost proporcjonalnie wielka do tego, na ile wydarzenie, które bohater chce zmienić jest bliskie jego sercu. ,,Flashpoint: Punkt krytyczny” udowadnia, że nawet będąc najszybszym człowiekiem świata lepiej zostawić bieg kontinuum czasoprzestrzennego swojemu naturalnemu biegowi.

Geoff Johns od samego początku narzuca tempo adekwatne do głównego bohatera. Barry Allen zostaje wybudzony z drzemki w miejscu pracy. Od razu widać, że nie wszystko jest jak pamięta. Speedster spotyka bowiem swoją zmarłą matkę. Nie jest to udający jego rodzicielkę złoczyńca przybierający twarze innych. Niestety, a to dlatego, iż świat, w którym budzi się Flash jest zgoła inni niż ten, który pamięta. Superman nie jest tu ikonicznym, pomnikowym obrońcą Metropolis. Batman działa w Gotham, lecz morderstwo na Crime Alley przyniosła śmierć komuś innemu. Wonder Woman i Aquaman toczą krwawą wojnę, która zniszczyła Stary Kontynent. Cyborg zaś jest ulubieńcem tłumów, najbardziej szanownym i zaufanym herosem ludu. Liga Sprawiedliwości nigdy więc nie istniała, a co gorsze – Flash nie jest Flashem.

„Flashpoint” to nie kolejna historia z cyklu „Elseworlds”, ale część uniwersum jeszcze sprzed New 52!. We wszystkich wydarzeniach które mają tu miejsce, maczał palce Profesor Zoom. Ten, kto ogląda serial z Grantem Gustinem  wie, że jest on dla Flasha arcynemezis. Równie groźnym jak Joker dla Batmana. I tu brawa dla Johnsa. Jego pojawienie się jest doskonałe. Nie wyskakuje zza ściany jak bandyta z obuchem, ani nie zapowiada swej obecności głośnymi krokami. Zapowiadany jest od początku, ale jego postać pojawia się w mistrzowsko wyważonym momencie. Jest niczym mistrz marionetek, który w pewnym momencie sam wkracza na scenę.

Andy Kubert to artysta, którego dzieła są dość charakterystyczne, a przy tym prezentują wysoki poziom. Odmienność świata jest dobrze ukazana, ale rysownik zachował rozsądek. W końcu to nadal świat, który czytelnicy znają, z bohaterami, którzy w większości są niewiele odmienni. Ponowne zdobywanie mocy przez Barry’ ego, czy wkroczenie na arenę Supermana są warte wspomnienia. Moc mają same koncepty na alternatywne wersje pierwszoligowych postaci. Ot wspomniany Supek – nawet komunistyczna wersja z „Czerwonego Syna” nie robi takiego wrażenia.

Tom ma kilka drobnych wad. Zachowanie Wayne’ a  jest niekiedy kontrastujące z tym, jaką otoczkę buduje wokół siebie jako Batman. W jednej chwili zieje mrokiem i nietoperzową aurą, a w drugiej ma familijne sentymenty. Całość jest bardzo dynamiczna, lecz autor nieco za bardzo wczuł się w rolę głównego bohatera. Pędził z fabułą w zawrotnym tempie, podczas gdy w tak sprawnie zbudowanym świecie można by jeszcze nieco posiedzieć. Nie mam na myśli monumentalnej opowieści w stylu „Sprawiedliwości”, ale trzy zeszyty więcej by nie zaszkodziły… 🙂

„Flashpoint: Punkt krytyczny” to komiks dla miłośników wszelkich alternatywnych światów. No i samej postaci Flasha. Barry Allen pokazuje, że jest nie tylko równoprawnym towarzyszem Kal- ela czy Mrocznego Rycerza, ale i postacią, która ma realny wpływ na całe uniwersum. Godna pozycja do serii DC Deluxe. Komiks można podsumować jednym słowem: dynamika. Johns nie daje odpocząć bohaterom, a Kubert wizualizuje jego pomysł doskonale.

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego.
Komiks możecie bezpośrednio zakupić w internetowym sklepie Egmontu.