Detective Comics tom 3: Liga Cieni

W cyklu Wieczny Batman i Robin pojawiła się postać Orphan, młodocianej dziewczyny wyszkolonej na nad wyraz skuteczną zabójczynię, swoimi umiejętnościami zawstydzają nawet Mrocznego Rycerza. Taka figura nie mogła się zmarnować i prędko została ona włączona do składu, jaki stworzył Batmana we współpracy z Batwoman. Czy jednak niepozorna dziewczyna ma szansę na coś więcej niż drużynowe przygody i czy John Tynion IV miał na nią sensowny pomysł, dzięki któremu nie powtórzy losów zmarginalizowanej Harper Row? Tymczasem na horyzoncie pojawia się Liga Cienie. Organizacja wydająca się być legendą, która postawiła sobie ambitny, choć mało innowacyjny cel- zniszczenie Gotham. Owiani tajemnicą zabójcy pragną więc dokonać tego, czego nie udało się dokonać przez lata Jokerowi, a gdzieś w cieniu czai się dobrze znany R’as Al- Ghul. Potyczka z nimi będzie sprawdzianem nie tyle dla Batmana, a dla jego drużyny i przede wszystkim- wspomnianej Orphan.

Skład zespołu Batmana uległ lekkiej modyfikacji. W miejsce Red Robina i Spoiler pojawili się Azrael i Batwing, co z pozoru może wydawać się wzmocnieniem grupy. Kłopot jednak w tym, że ci obaj panowie wydają się nie wykorzystywać swego potencjału. Azrael wraz ze swoją wiarą, całą tą otoczką z płonącymi mieczami mógłby naprawdę stanowić solidne wsparcie dla Mrocznego Rycerza. Z kolei Batwing, posiadający pancerz rodem z fantazji fanów o połączeniu Iron Mana i Batmana, mimo technicznej przewagi nad przeciwnikami jest odsuwany na rzecz starszych członków grupy. Debiut obu panów nie był dla mnie więc zadowalający, a szkoda, gdyż te duet ma potencjał. Wszystkie oklaski zbiera za to Orphan. Cassandra Cain w końcu wychodzi z cienia i pokazuje swoją ludzką stronę rozterek i potrzeby samookreślenia. Nie pomaga w tym pojawienie się jej matki, zawodowej zabójczyni, goszczącej już w świecie DC od dawna. Niekiedy John Tynion IV w kilku kwestiach delikatnie przesadza, zwłaszcza jeśli chodzi o umiejętności Orphan, które zdawać by się mogło dalece większe od umiejętności samego Mrocznego Rycerza. Niemałą uwagę autor poświęca też Clayface’owi. Ten najbardziej niecodzienny członek zespołu zaczyna mieć problemy związane ze swoimi zdolnościami, które zaowocują fatalnymi wydarzeniami w przyszłości.

Liga Cieni ma swoje prawdziwe graficzne wzloty. Podobają mi się kontrastowe kolory, powodujące podkreślenie napięcia danego wydarzenia. Już sama plansza otwierająca tom, w której Spoiler śledzi pewną baletnicę, przykuwa uwagę. Nie mogłem jednak nie odnieść wrażenia, że w szczytowych momentach twórcy nagle czuli się zawstydzeni i łagodzili swe prace, tonując je nieco do dość nijakimi kadrami. Chciałoby się bowiem więcej plansz jak ta z finałowym popisem Cassandry…

Po znakomitym Trybunale Sów, gdzie fabuła również opierała się na ataku tajnej organizacji na miasto i po widowiskowej Nocy Ludzi Potworów ofensywa Ligi Cieni nie robi wrażenia. Wydaje się wręcz, że może to i groźny, ale jednak wpisujący się w rutynę służby Batmana incydent, ważny jedynie dla rozwoju postaci Spoiler i nieco relacji między członkami grupy. Detective Comics początkowo był dla mnie tytułem lepiej rokującym niż solowy Batman, z czasem zaczyna mu ustępować, a na pewno prezentuje się gorzej niż finalne tomy spod tego szyldu z New 52!, które nadmienię jedynie, iż nie zostały wydane do końca. Liga Cieni to historia dla fanów superbohaterskiej sensacji i Batmana w nieco wycofanej roli, która wbrew tytułowi serii nie ma nic wspólnego z pracą detektywa. Liczę, że po zapowiedziach Egmontu na 2019 rok najnowsze tytuły nieco wynagrodzą dość przeciętne historie, jakimi wręcz obfituje według mnie początek Odrodzenia.

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego.
Komiks do nabycia w internetowym sklepie Egmontu.

Recenzje pozostałych komiksów wydanych w ramach DC Odrodzenie.