Top 10 komiksów The New 52!

Jedynym jak dotąd wydawcą oferującym tytuły z The New 52! był u nas był Egmont. W czasie startu tej linii wydawniczej rynek komiksowy w Polsce był dużo uboższy, przez to stosunkowo niewiele tytułów doczekało się wydania. Widać to w porównaniu z Odrodzeniem, gdzie polskiego przekładu doczekały się postaci takie jak Nightwing czy Aquaman. Jednocześnie w najbliższym latach wydawnictwo nie zamierza dać nam pozycji z Nowego DC Comics!. A szkoda, gdyż okres ten mimo przeciętnych ocen wyróżnił się kilkoma świetnymi pozycjami. Oto subiektywny ranking dziesięciu najbardziej wartościowych serii z tego czasu. Zaznaczam, że nie wszystkie wydano w Polsce, co jest motywacją do otwarcia swej biblioteczki na anglojęzyczne komiksy czyż nie?

10. Wieczne Zło

Ostatnią pozycję w rankingach zwykłem dawać wedle osobistego widzimisię. I nie inaczej jest z komiksem Wieczne Zło Geoffa Johnsa. Oto na Ziemię przybywaj grupa superłotrów żywo przypominająca Ligę Sprawiedliwości, dość szybko zresztą przez nich zneutralizowaną. Kto w takim razie obroni ludzkość przed potężnymi badassami z innego świata? Lokalni, dobrze znani złoczyńcy z Lexem Luthorem na czele. Wprowadzenie Syndykatu Zbrodni, bo tak nazywa się wypaczona wersja JL, wyszło niezwykle udanie. Co więcej, jeśli miałbym wskazać rzecz, która wygląda lepiej niż przed Flashpointem, to byłaby to byłby to zespół z Owlmanem i Ultramanem w składzie. Egmont wydał też również tie inn, w którym Bane na chwilę staje się w pewnym sensie Batmanem.

9. Multiversity

O potędze multiwersum DC mamy szansę przekonać się właściwie jedynie podczas wielkich eventów i sporadycznych przygód w pojedynczych seriach. Multiversity to jeden z tytułów, które nawet w USA nie cieszyły się promocją na miarę tych z ikonicznymi bohaterami uniwersum. Warto jednak zagłębić się w tę serię, gdyż oprócz łudząco podobnego do Baracka Obamy Supermana mamy kilkoro innych niesamowitych bohaterów. No i za sterami tego wszystkiego zasiadł sam Grant Morrison, co stanowi samo w sobie dużą rekomendację.

8. Liga Sprawiedliwości

Liga Sprawiedliwości w Odrodzeniu nie jest tytułem, który bym polecił. Co innego ta z Nowego DC Comics!, za którą odpowiadał Geoff Johns. Naczelna supergrupa DC w jego interpretacji ma w sobie wszystko to, czego bym od niej oczekiwał. Siłę, pewną półboską aurę i superbohaterską lekkość. Jedyne co zabrakło to silne więzi między jej członkami, ale to bardziej wina samego resetu niż pracy Johnsa. W finalizującej serię dwutomowej Wojnie Darkseida Johns pokazał, że posiada prawdziwy talent w prowadzeniu widowiskowej narracji, która od początku do końca, miała swój sens, tworząc fabułę równą tym sprzed restartu. Szkoda jedynie, że trend ten nie ma miejsce w Rebirth

7. Batwoman

Heroina na miarę wielkiej rewolty. Kuzynka Bruce’a Wayne’a, pozornie należąca do tak zwanej Rodziny, lecz przy tym niebywale niezależna. Jej silna więź z ojcem, który na swój sposób widzi kwestię herosów, sposoby radzenia sobie z przeciwnikami czy sam pseudonim. Wszak wszyscy noszący nietoperza na piersi otrzymali wcześniejszy trening i swoiste błogosławieństwo Mrocznego Rycerza. Batwoman zdawał się gotowa na swe miano nawet bez specjalnego programu szkoleniowego pod okiem swego kuzyna. Seria ta jest też ucztą dla oka. Jej ilustratorem jest J.H. Williams III, który nadaje fabule W. Hadena Blackmana naprawdę wielopoziomowego charakteru.

6. Flash

Najszybszy Człowiek na Ziemi to fundament świata DC. Jego solowa seria w Nowym DC Comics! przyciągnęła mnie jednak długo po swej premierze. Po zapoznaniu się z przygodami speedstera autorstwa Francisa Manapula i Briana Buccaletto sięgnąłem po klasyczne historie, aby uzupełnić braki. Szybko też zauważyłem, że The New 52! było okresem, który dość surowo obszedł się z dziedzictwem herosów. I może to oburzy ortodoksów, ale nowa era w życiu Barry’ego Allena okazała się równie ciekawa, ci jego żywot sprzed Flashpointu. Którego zresztą był głównym bohaterem, co daje nam jasny dowód na jego wielkość.

5. Animal Man

Komiksy autorstwa Jeffa Lemire’a w ostatnim czasie coraz częściej pojawiają się na naszym rynku. Niestety Animal Man nie załapał się na ten boom. O czym opowiada cykl. Lemire we współpracy z Travelem Foremanem kreśli przygody niejakiego Buddy’ego Bakera. Człowieka, który podobnie jak Swamp Thing porozumiewał się i korzystał z atrybutów roślinności całego (wszech)świata, posiada niezwykłą więź z fauną. Nie ukrywajmy- bohater ten nie jest częstym gościem nawet większych wydarzeń. Lemire i Foreman wyciągnęli jednak to, co najlepsze z postaci i wykreowali bohatera autentycznego, w tym okresie ciekawsze nawet od Samego Supermana.

4. Wonder Woman

Briana Azzarello kojarzyłem głównie z kryminalnych, nader realistycznych przy tym historii, takich jak 100 naboi. Po udanym Strażnicy Początek: Komediant/Rorschach niezwłocznie sięgnąłem po jego interpretację Wonder Woman. I nie żałowałem tego ani sekundy. Azzarello jasno pokazał, co znaczy nowy start dla całego uniwersum, czego przykładem mogą być zupełne nowe oblicza olimpijskich bóstw. Od czasu startu The New 52! na rynku pojawiło się kilka pozycji z dawnego o obecnego, między innymi autorstwa Grega Rucki, co daje nam szerszą perspektywę na postać Diany. To, w jaki sposób nakreślił jej wizerunek Azzarello, wyróżnia się spośród innych i mimo mniejszej ilości klasycznych motywów helleńskich, jest istotnym elementem jej historii.

3. Aquaman

Filmowy Aquaman okazał się ogromnym sukcesem, a w okolicach premiery wydawnictwo Egmont wydało nawet antologię, w której mieliśmy okazje poznać przebieg kariery Króla Atlantydy. Pojawiło się w niej kilka zeszytów z Nowego DC Comics! I chociaż nie wydano u nas tego cyklu, to dało to posmak tego, co zaprezentował Geoff Johns i pozostali autorzy na jego łamach. Śmiało mogę stwierdzić, że po starcie The New 52! Aquaman odciął się od wizerunku podmorskiego chłopka-roztropka konwersującego z fauną mórz i oceanów. Choć wcześniej liczni scenarzyści próbowali ukazać dojrzalsze oblicze Króla Oceanów, to dopiero restart DC Comics w zupełności odciął go od przysłowiowego gadania z rybkami. Kontynuacja w Odrodzeniu również trzyma fason i wszystko wskazuje na to, że Aquaman zdołał wypłynął na szersze wody na dłuższy czas.

2. Swamp Thing

Gdy słyszę „Swamp Thing”, myślę „Alan Moore”. Legendarny scenarzysta nadał tej postaci nowy wymiar, a jego run poznać w pełni możemy i u nas. Niestety nie można tego powiedzieć o przygodach Potwora z Bagien pióra Scotta Snydera. A szkoda, bo twórca ten wziął to, co najlepsze od brodatego Northamptończyka i wplótł to w bardziej współczesne realia. Do tego plansze Yanicka Paquette wyraźnie inspirowane są pracami Johna Totlebena czy Ricka Veltcha, pozwoliły poczuć klimat legendarnej Sagi o Potworze z Bagien. Którą przy okazji pragnę gorąco polecić, choćby nie tylko na otarcie łez z powodu nieobecności runu Snydera.

1. Batman

Pamiętam, jak ogromne wrażenie zrobiło na mnie napięcie w Trybunale Sów, czyli pierwszym tomie runu Scotta Snydera i Grega Capullo. Atmosfera niepewności nie pasowała do postaci Mrocznego Rycerza, który sam dotąd budził największy strach wśród kryminalnej części obywateli Gotham. Początek był więc ogromnym sukcesem. Nie inaczej sprawa miała się ze Śmiercią Rodziny i makabrycznym ukazaniem Jokera, zaś Rok Zerowy odważnie, choć nie tak klimatycznie jak Rok Pierwszy, na nowo ukazał początki działalności herosa. Dalej było nieco gorzej, choć uważam, że negatywna krytyka całego zamieszania z Gordonem była przesadna. W międzyczasie dostaliśmy kolejną potyczkę z Jokerem, tym razem śmiertelnie poważną, a na sam koniec pojawił się Mr Bloom. Do którego nawet ja mam mieszane uczucia. Odrodzenie przyniosło pewne zmiany i choć Tom King to scenarzysta równie ceniony co Snyder, to jego wizja zdaje się potrzebować dłuższego czasu na pełne zaprezentowanie swych możliwości.